Sign up with your email address to be the first to know about new products, VIP offers, blog features & more.

Stopem do Goa

Goa nie było na mojej liście „must see”, bo przecież mówią, że tam sami nowobogaccy Ruscy i w ogóle pewnie będzie co najmniej tak turystycznie jak na Phukecie, ale Francuz upiera się, że nie mogę zostawić go samego na pastwę Indii w jego urodziny, które się zbliżają, więc co mi tam. Raz się żyje, a to i tak prawie po drodze.

Próbujemy dostać się tam na stopa. Pierwszy etap pokonujemy bez większego trudu motorkiem – 3 osoby plus 2 spore plecaki jakoś się mieszczą. Dalej łapiemy jeepa, którym jadą bogaci Sikhowie z północy kraju, wyglądający na mafioso. Koniecznie chcą nas ze sobą zabrać na jakieś wesele w ich mieścinie i po jakimś czasie ogarniamy się, że jedziemy nie tą drogą, co mieliśmy, przez co później będziemy mieli problem ze złapaniem kolejnego stopa w naszym kierunku. Nie idzie się z nimi dogadać, mówią tylko o tym weselu, przejęci, że będą mieć białych gości. Na szczęście w końcu zatrzymują się na stacji benzynowej, stawiają nam wypasiony obiad i potem już udaje się nam wykręcić od wsiadania z nimi z powrotem do auta. Jest ich trzech, sami faceci, a do tego inni kierowcy ciężarówek zgromadzeni na stacji benzynowej. Uderza mnie, że żaden z nich nawet się do mnie nie odzywa, kiedy jestem w towarzystwie faceta – jakby mnie nie zauważali. Dopiero kiedy wybieram się sama na rundkę po okolicy z aparatem, zagadują, wypytują, czy mam dzieci i czy w Polsce je się ryż, no i oczywiście dumnie pozują do zdjęć.

co najmniej dwie komórki to standard

ulubiony element stroju hinduskich facetów to szaliczek przerzucony przez szyję- służy do przetarcia potu z czoła i przygryzania, kiedy nuda doskwiera ;)
ta ciężarówa ma „national permit”, czyli może poruszać się po całych Indiach – to napis, na który trzeba zwracać uwagę przy szukaniu stopa do innego stanu
ciężarówek „chronią” bóstwa – patrząc na napisy na aucie widać, w które z nich wierzy kierowca

Mądrości Gandhiego w sklepiku na stacji benzynowej. „Klient jest najważniejszy. To gość w naszym lokalu. On nie jest zależny od nas, ale to my od niego. On nie jest przeszkodą w naszej pracy, ale jej celem. Nie jest osobą z zewnątrz, ale częścią naszego biznesu. Nie robimy mu przysługi, obsługując go, to on robi nam przysługę, dając nam do tego okazję.”

Przez kilka godzin próbujemy znaleźć kogoś jadącego w naszym kierunku, ale niestety albo jadą gdzie indziej, albo nie chcą nas zabrać, kompletnie nie rozumiejąc, na czym polega autostop! Każdy powtarza, że niedaleko jest stacja kolejowa i możemy złapać pociąg, a kiedy mówimy, że nie chcemy pociągu, albo że nie mamy pieniędzy, łapią się za głowy „jak to? biali bez pieniędzy?”. W końcu po dłuuugim czasie jakaś rodzinka po prostu daje nam pieniądze na rikszę do dworca i pociąg. Przyjmujemy prezent, bo już jesteśmy trochę zrezygnowani, ale to porażka na całej linii, nie tak miał wyglądać autostop :/ Wcześniej jeździłam trochę stopem po Europie i nigdzie nie było tak trudno jak tu.

na dworcu kolejowym

W pociągu gramy w jakieś gry na papierze, śmiejemy się, a reszta nas obserwuje i też się cieszą. W końcu jakiś facet mówi: „Wiecie, że jesteście rozrywką dla całego wagonu? Dziękujemy wam za to” :)

Aż trzy osoby na tej trasie pytają się mnie, dlaczego nie noszę sari. Mam wprawdzie długie spodnie i dość zabudowaną koszulkę z krótkim, ale rękawem, ale mimo to, według niektórych, ubrana jestem zbyt ekstrawagancko.

W kolejnym pociągu, sypialnym, tym razem nie mamy miejscówek. Najpierw znajdujemy całkiem wygodne miejsca na podłodze, ale potem konduktor wygania nas do tańszej klasy i stoimy przy toaletach w okropnym smrodzie.

przy TAKICH toaletach, do wyboru, do koloru – indian albo western style :)

Jakiś koleś leży w skrzynce po owocach, inni czule się obejmują (wcale nie musi to tu znaczyć, że są gejami!), głowa któregoś leży na kolanach drugiego. Obrazki nie do zaobserwowania w Europie.

W końcu jakiś uprzejmy młody chłopak sam z siebie oddaje mi swoje miejsce, a sam śpi zwinięty w kłębek na skrawku łóżka. Antoine kładzie się za to na nienajczystszej podłodze.

Wczesnym rankiem docieramy do słynnego Goa. DO i W Goa, a nie NA, bo to stan, a nie wyspa, a taki błąd się często pojawia i pewnie dlatego przed wyjazdem do Indii i ja myślałam, że Goa to wyspa. Do lat 60′ była to kolonia portugalska (w przeciwieństwie do większości kraju, która była pod panowaniem brytyjskim), dziś najmniejszy stan Indii.

końcówka trasy autobusem z wnętrznościami na wierzchu

Jeszcze na dworcu poznajemy Jo – Koreańczyka, który razem z nami jedzie na plażę Arambol. Pierwsze, co robimy po dotarciu na plażę to rozpalenie ogniska. Zajadamy pieczone ziemniaki znalezione wcześniej przez Antka na pozostałościach po targu warzywnym.

miłego dnia! :) znalezione przy drodze

What do you think?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

17 Comments