Sign up with your email address to be the first to know about new products, VIP offers, blog features & more.

Natura wokół Yogyakarty: plaże Gunung Kidul

Posted on 7 m read

Gunung Kidul to hojnie przez naturę obdarzona okolica na południowy-wschód od miasta Yogyakarta. Oprócz licznych jaskiń i wodospadów, w zasięgu godziny-dwóch jazdy skuterkiem czy autem, nad Oceanem Indyjskim rozciąga się tu blisko 100 pięknych (i na dodatek poza weekendami pustych!) plaż .

Po jawajsku (nie mylić z indonezyjskim!) Gunung Kidul to „południowe wzgórza” – oddzielają one miasto od oceanu, zapewniając ochronę przed ewentualnym tsunami. To część większego pasma Gunung Sewu, czyli tysiąca wzgórz rozciągającego się od Jogji aż po Malang. Dla geologów to idealne miejsce do obserwacji procesów krasowych – wapiennych formacji poprzecinanych jaskiniami. Od 2015 jest to jeden z geoparków UNESCO.

Ale…dla niemających pojęcia o skałkach jest tu równie ciekawie…:)

Większość spośród tutejszych plaż ma wieeelkie fale (w końcu to otwarty ocean), choć znajdziemy też i zatoczki idealne do pływania. Powciskane są pomiędzy wysokie klify. Nietrudno być na jednej z tych dzikich plaż samemu, można wtedy zapomnieć, że jest się na najgęściej zaludnionej wyspie świata. Ba, o bożym świecie łatwo zapomnieć ;)

Najładniejsze z ładnych

Plaż jest tu tyle (i nie wszystkie nawet są nazwane), że nie sposób poznać je wszystkie – nie miałam jeszcze szansy odwiedzić nawet połowy z nich, ale oto kilka z moich ulubionych, w kolejności od najbardziej wysuniętej na wschód:

  • Pantai (po indonezyjsku „plaża”) Wediombo
Co z tego, że piasek ciemny? Wediombo jest popularna wśród surferów, są tu też idealne warunki do rozbicia namiotu na plaży
  • Nglambor – można tu snorkować, są nawet wypożyczalnie sprzętu. Nie ma się co spodziewać pięknych raf koralowych, ale parę kolorowych rybek da się tu wypatrzeć.
Spokojna zatoczka idealna do pływania, dobrze tylko mieć specjalne buty, bo dno jest kamieniste
  • Timang – dla szukających mocnych wrażeń: brzeg z wysepką położoną kilkaset metrów od niego łączy kolejka linowa roboty miejscowego rybaka. Odważylibyście się?
zdjęcie pochodzi z indonesiatravelmagazine.com
  • Sundak – pomiędzy skałami, które z jednej strony przypominają ponoć jeża, a z drugiej psa. Nazwa „Sundak” pochodzi od połączenia słów „asu” (pies) i „landak” (jeż). Uruchomcie wyobraźnię ;)

  • Sadranan – teoretycznie można tu snorklować, jest nawet mała wypożyczalnia sprzętu, ale kiedy ją odwiedziłam, fale były zbyt groźne, żeby choć wejść do wody. Jest tu gdzie się schować przed słońcem – na plaży rozciąga się rząd bambusowych chatek przykrytych strzechą.
Święta za pasem? ;)
  • Drini – można z niej przejść wpław na wysepkę nieopodal brzegu, ale uwaga na silne prądy!
Na Drini są i rybacy.
Barrakuda!
  • Watukodok
Polecam wdrapać się na wzgórze po prawej stronie plaży :)
  • Sepanjang – nazywana jawajską Kutą, nie przez tłok, ale przez długą jak w Kucie na Bali plażę (która, swoją drogą, przed zalaniem falą straganów była pewnie niebrzydka). Jak sama nazwa wskazuje, jest dłuuuga, jest tu też dużo warungów, więc w weekendy pewnie przypomina Krupówki, ale w ciągu tygodnia było tam raptem paru znudzonych sprzedawców, za to można usiąść w cieniu i, obserwując fale, sączyć kokosa. No i mają tu knajpkę o zachęcającej nazwie „kampung lobster” („homarowa wioska”)
  • Kukup – nazywana „Tanah Lot of Yogyakarta”, dosłownie kilka metrów (i mostek) dzieli brzeg od skalistej wysepki, z której roztacza się niesamowity widok na ocean i roztrzaskujące się o skały fale. Mogłabym tam siedzieć godzinami i się na to gapić! Mimo, że dość licznie odwiedzana przez miejscowych i choć bardziej do podziwiania niż plażowania, to jedna z moich przeulubionych.

Ta część wybrzeża jest dość dobrze przygotowana na nadejście tsunami – wszędzie są znaki wskazujące drogę ewakuacji, a w razie zagrożenia z głośników przymeczetowych rozbrzmiewa syrena
drzewo figowca
  • Ngobaran – sama plaża najpiękniejsza nie jest, ale na klifie nieopodal znajdziemy serię świątynek hindu, buddyjskich oraz lokalnej religii Kejawan. Przy odrobinie szczęścia można tu (tak jak i na innych okolicznych plażach, np. Parangkusumo) zaobserwować jakąś religijną ceremonię. Jest tu też meczet, z którego rozpościera się niezły widok – przez niektórych krytykowany, bo zamiast Mekki wskazuje kierunek południowy.

Mogłabym polecać dalej, ale najfajniejsze to przecież zgubić się i samemu je odkrywać, nie? Na tym więc zakończę ;)

Których plaż unikać?

Tych, o których jest najgłośniej – Baron, Krakal czy Indrayanti, która, z jakiegoś powodu najpopularniejsza wśród miejscowych, przypomina jeden wielki bazar.

Jak dostać się na jedną z tych dzikich plaż?

Na transport publiczny nie ma tu co liczyć. Są wprawdzie autobusy z Jogji do Wonosari, skąd dalej można szukać czegoś na własną rękę, ale tym sposobem na miejsce dotrzemy popołudniu, kiedy może być już ciężko z powrotem.

Koszt wynajęcia auta z kierowcą na 10 h na trasę południowo-wschodnią jest nieco wyższy niż do świątyń: 850 k za auto dla 1-4 os. i 1,5 mln za minibusa. W cenie jest już benzyna i opłaty parkingowe, ale bilety wstępów nie są wliczone.

Chętnie polecę sprawdzonych kierowców dobrze mówiących po angielsku i znających najfajniejsze z plaż, pomogę też w kompleksowej organizacji podróży po okolicach Yogyakarty. Zainteresowanych proszę o kontakt mailowy :)

Gdzie spać?

Gunung Kidul jest w zasięgu jednodniowej wycieczki z miasta (zobacz też: Gdzie spać w Yogyakarcie?), ale dla chętnych poznać okolicę lepiej lub obudzić się przy szumie fal też znajdzie się tu nocleg. Np. przy Slili jest całkiem spory wybór hotelików wyglądających na nowe (i jeszcze czyste) ;)

Na większości z plaż można też spokojnie rozbić namiot – tylko uwaga na pływy!

Co tu zjeść?

Specjalnością regionu są smażone świerszcze (walang goreng) – sprzedają je przy drogach. Zapytacie jak smakują? Każdy odpowiada chyba tak samo – jak chipsy, i ja się z tym zgodzę. Ponoć bogate w proteiny, samo zdrowie :)

Na niektórych z plaż (np. Drini, Ngrenehan, Gesing czy Depok, która, choć niezbyt urokliwa, jest bliżej miasta) spotkamy rybaków raz lub dwa razy dziennie wyruszających na połów. Na miejscu można tam zjeść świeżą rybę (i inne owoce morza, łowią tu nawet rekiny czy płaszczki, co z pewnością legalne nie jest). Wybiera się je samemu jeszcze z łódki i zanosi do jednej z okolicznych knajpek, gdzie przyrządzają je na kilka różnych sposobów – w sosie, smażone, grillowane…

Przy kilku plażach są nawet targi rybne. Miejscowi smażą tu też krewetki czy algi i sprzedają takie chrupki za bezcen – przykładowo, spora paczka krewetek w cieście to 10 k (3 zł), alg – 5 k.

Na Ngobaran można spróbować czegoś unikalnego – smażonych jeżowców. Teoretycznie pozbawione są trującego wnętrza, ale… no risk, no fun ;)

Na skałach wapiennych nie bardzo chce tu rosnąć ryż – został więc zastąpiony kasawą, czyli słodkim ziemniakiem.

Dla fanów wszystkiego, co zdrowe, eco, organic i vege, po drodze na czy z plaży polecam knajpkę przy farmie ekologicznej Bumi Langit.

Kiedy jechać?

Wiecie co jest najlepsze w okolicach Jogji i co sprawia, że je tak lubię? Ano to, że ogromna część turystów po”zaliczeniu” Borobudur i Prambanan ucieka stąd czym prędzej w kierunku Bromo, Ijen czy prosto na Bali. W tygodniu plaże są więc niemal puste, ale odradzam wybieranie się tam (jak wszędzie na Jawie zresztą!) w niedziele czy święta – miejscowi turyści są wtedy w natarciu.

Gunung Kidul jest wyjątkowo suchym regionem, ale i tu w porze deszczowej (październik-kwiecień) potrafi porządnie popadać, wtedy co mniejsze dróżki prowadzące do niektórych plaż wyglądają mniej więcej tak:

Dalej już tylko pieszo :P

Jak się ubrać?

Indonezyjczycy nie mają w zwyczaju się opalać. Biała skóra budzi ich zazdrość i zamiast samoopalaczy używają kremów wybielających. Siedzą raczej w cieniu, a do wody wchodzą w pełnym odzieniu, ewentualnie (kobiety) w szortach i T-shircie. Oprócz obawy przed słońcem, wynika to też z ich kultury i religii. Bikini wzbudza tu ogromne (i nie zawsze pozytywne) zainteresowanie, polecam więc plażowanie w spodenkach i bluzce zakrywającej ramiona i dekolt.

A na koniec ciekawostka – tylko w Indonezji:

Skomplikowany cennik korzystania z ubikacji: siusiu 2 k, przebranie się bez odkręcania wody: 2k, obmycie stóp i twarzy przed modlitwą: gratis.

Dość trudna dostępność plaż i mało przyjazna do zamieszkania okolica chroni je przed zagospodarowaniem turystycznym, jednak na jednej z nich już rozpoczęła się budowa szpetnego apartamentowca, więc w przeciągu kilkunastu lat ten region może podzielić los Bali. Ziemia sprzedaje się tu w zastraszającym tempie, jest to więc idealny moment, żeby zdążyć odwiedzić te plaże przed zalaniem turystami.

Inne informacje praktyczne:

  • Za wjazd na niektóre z plaż pobierana jest drobna opłata (2-5k)
  • Bez problemu można tu na plaży rozpalić ognisko, ba – na niektórych można nawet kupić drewno na rozpałkę.
  • Tam, gdzie otwarty ocean czy ostre skały, na ogół jest też i zakaz wchodzenia do wody. Prądy są tu silne, to nie żarty, sporo jest przypadków utonięcia.
  • Są tu i plaże ze skałkami idealnymi do ekstremalnej wspinaczki – np. Siung.

Byłaś/-eś w Gunung Kidul i odkryłaś/-eś inne piękne plaże? Podziel się swoim znaleziskiem! :)

Skomentuj Emi w drodze Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

26 Comments
  • Mary
    3 października, 2018

    Dzień dobry, świetny blog, zaczytuję się :) Odnośnie wpisu – czy warto odwiedzić te plaże w grudniu? Będę prawdopodobnie w okolicy, zastanawia mnie tylko pora deszczowa w tej części wybrzeża.

    • Emiwdrodze
      4 października, 2018

      No pewnie, że warto :) Nie pada codziennie. A nawet jak ma padać to po prostu trzeba wstawać wcześnie i ruszać na plaże skoro świt tak, żeby zdążyć wrócić przed deszczem :)

  • Anna Nemo
    1 sierpnia, 2017

    Na zdjęciu to nie drzewo figowca figowcom nic nie zwisa bardziej przypomina drzewo chlebowca

    • Emiwdrodze
      2 sierpnia, 2017

      To pohon beringin (po indonezyjsku) lub banyan tree (po angielsku), polskie tłumaczenie to figowiec bengalski. Drzewo chlebowca wygląda zupełnie inaczej.

  • Ania Szymiec
    9 lipca, 2017

    Nie wyobrażam sobie plażowania w ubraniach zamiast bikini… ale widoki piękne! :)

    • Emi w drodze
      9 lipca, 2017

      Dla samych widoków warto się tam wybrać :) Plażowanie w bikini w Indonezji w niewielu w sumie miejscach uchodzi. Gunung Kidul jest super dla tych, którzy lubią spacery po plaży czy siedzenie na niej w cieniu popijając kokosa ;)

  • bea
    7 lipca, 2017

    W ubiegłym roku z siostrą miałam okazję być na wybrzeżu Gunung Kidul i ogólnie nie była to trafiona decyzja, więc po 2 nocach dzień stamtąd uciekłyśmy
    Tak jak piszesz – z Wonosari , miałyśmy problem ze złapaniem jakiegoś transportu – w końcu po dłuższym kwitnięciu wytargowałyśmy transport za 200.000 IDR na Krakal
    Przyjechałyśmy koło 16.30 , więc do zmierzchu nie było już długo a niestety nie miałyśmy lokum. Na Krakalu wszystko co pokazywali napawało mnie przerażeniem -często brudne pokoje , albo prysznic w postaci wiadra z wodą . Wybrałam się w poszukiwaniu czegoś dalej na sąsiednich plażach- siostra czekała na Krakal z plecakami. Na Sundaku był jeden dość znośny pokój , jednak szukałam dalej i ostatecznie spałyśmy na końcu plaży Indrayanti- w murowanych pokojach-obok były domki bambusowe z widocznymi otworami wszędzie( komary by nas tam zjadły) . W miejscu, gdzie spałyśmy mieli też mały bar – zamówiłyśmy ryż z kurczakiem , który okazał się ryżem z kurzymi sercami ( fuj) , jednak na drugi dzień , gdy zobaczyłam jak gospodyni wystawia ryż na dach a po nim biegają szczury -już więcej tam nic nie zjadłam. Poza tym nie było gdzie zjeść , wieczór z lękiem skusiłyśmy się na jedzenie w barze naprzeciw plaży Indrayanti – z lękiem bo latały tam muchy i jakoś miałam wątpliwości co do czystości potraw , jednak nie było nic lepszego , na Krakal z jedzeniem jeszcze gorzej .Przy drodze miejscowi sprzedawali jakieś lokalne specjały , jednak wyglądały na mocno nieświeże , zalatywał od nich odór i wszędzie było pełno much . Ogólnie standard higieniczny mnie przeraził tam , do tego następnego pełnego dnia większość czasu mocno padało , więc po 2 nocach się stamtąd wyniosłyśmy.
    Z powrotem zero opcji busa , przyjeżdżało masę autobusów z lokalnymi turystami ale z jakiejś agencji podróży bo nie były dostępne dla innych , nikt też się nami nie interesował by transport negocjować , nikt nie mówił po angielsku , ledwo stamtąd się wydostałyśmy . Plaże dość ładne , ale noclegi i bary nieliczne z jedzeniem dość beznadziejne, więc myślę ,że najlepiej wybrać się tam na 1 dzień i wrócić

    • Emiwdrodze
      11 lipca, 2017

      Standard higieniczny? Cóż, taka jest indonezyjska prowincja… U rybaków można kupić rybkę prosto z kutra, przynajmniej ma się gwarancję, że jest świeża :)

      Prysznic z wiadra z wodą to też indonezyjski standard, tylko na turystycznym szlaku mają prysznice i (ewentualnie) ciepłą wodę…

      Transport publiczny poza głównymi miastami kuleje, najlepiej wybrać się tu motorem/autem, żeby być od niego niezależnym.

      Faktycznie do tej pory baza noclegowa była tam bardzo uboga, ale, jak wspomniałam w tekście, buduje się tam sporo nowego, są też ville na wynajem nad samym oceanem dla tych o większym budżecie (o tym było przy okazji noclegów w Yogyi: emiwdrodze.pl/indonezja/gdzie-spac-w-yogyakarcie/)

  • Filip Tu
    27 czerwca, 2017

    Obiecuję droga Pani, że wrócę do Indonezji, Jogji (nie tylko na kawę z węglem) i pomęczę o takie wskazówki in person. Tak ładnie!

    • Emi w drodze
      27 czerwca, 2017

      No, to rozumiem! :)

    • Kinga Bielejec
      27 czerwca, 2017

      To ja się przyłączam do obietnicy Filipa :) Toż to skandal, że moi rodzice Cię poznali osobiście, a ja nie! :D

    • Filip Tu
      28 czerwca, 2017

      hahah (y)

  • Marta Wójciak
    27 czerwca, 2017

    O widzę, że sporo mnie ominęło. Skupiłam się na samym zwiedzaniu miasta

    • Emi w drodze
      27 czerwca, 2017

      Jak większość turystów – miasto, świątynie, a potem kierunek oklepane Bali.

  • Pat Gruca
    27 czerwca, 2017

    Mam silne przeczucie, że Indonezja powróci do moich aktualnych destynacji

  • Joanna Kiecka
    27 czerwca, 2017

    Uwielbiam puste plaże, można je znaleźć nawet nad Bałtykiem ;)

  • Magdalena Czekaj
    26 czerwca, 2017

    Swietny wpis! Wczoraj znowu wspomnialam nasze wakajce w Indonezji. Zapytalam Mateusza 'myslisz, ze Indonezja to najpiekniejszym krajem na swiecie’ – M. odpwoeidzial, ze pewnie tak :)
    Mam nadzieje, ze kiedys znowu przyjedziemy – i moze skusimy sie na wiecej wycieczek wokol Yogyakarty (skoro top 20 i wycieczke w klimacie 'zwiedzimy w tydzien wsyztko’ juz zaliczylam :P ).

    • Emi w drodze
      26 czerwca, 2017

      Nowa Zelandia ją chyba jednak przebija, bo tam oprócz tego, że mają piękną naturę to jeszcze o nią dbają ;) W każdym razie do ID bliżej, taniej i bardziej egzotycznie, zapraszam ponownie! ;)

    • Magdalena Czekaj
      26 czerwca, 2017

      Emi w drodze ja tak sie calosciowo zastanawialam – bo dla mnie piekno kraju to nie tylko przyroda, ale tez kultura, archietkura. W w Indonezji swiatynie zapieraja dech w piersiach, to samo tance na Bali. Procz tego jest niesamowita roznorodnosc.

    • Emi w drodze
      26 czerwca, 2017

      To fakt, niech zostanie, że oba kraje są jednymi z naj ;)

    • Magdalena Czekaj
      26 czerwca, 2017

      Emi w drodze narazie do NZ sie nie wybieramy. Ale Indonezja mnie zachwycila i zostala w moim sercu <3

  • Paweł Jakubowski
    25 czerwca, 2017

    Piękna plaża, ta ze zdjęcia <3