Sign up with your email address to be the first to know about new products, VIP offers, blog features & more.

Dinozaury made in China

Kontynuacja Londka z poprzedniego wpisu. Staniemy w cztery oczy z groźnymi „dinozarłami”;), przespacerujemy się po chińskiej dzielni, a  na deser- cztery piętra słodyczy, czyli siła reklamy.

Kiepsko, że słowo „muzeum” większości ludu automatycznie kojarzy się z malowidłami czy miskami z epoki kamienia łupanego. Nawet na studiach na przedmiocie pod tytułem „muzealnictwo” uczyli nas tylko o galeriach sztuki i tym podobnych. Ale to była nuuuda. A jest przecież na świecie tyle ciekawych muzeów z innej bajki.

Takich, które mogą zainteresować niezainteresowanych sztuką, ba- dzieci nawet.

Za wstęp do najważniejszych londyńskich muzeów nie zapłacimy ani funta. Inaczej pewnie nie byłoby takich tłumów w kolejkach do wejścia. Choć oczywiście datki są mile widziane.

DSCN6673_1

Na pierwszy rzut idzie Natural History Museum. Nie tylko dinozaurami ono stoi, ale właśnie z gigantycznego (naturalnych rozmiarów), ruszającego się T-Rexa, słynie.

W holu zaraz za wejściem stoi inny olbrzym- diplodok. Za „jedyne” £3 szkielet dinozaura możemy na chwilę podświetlić, płacąc £5 wybierzemy też kolor, a za funciaków 10 gadzisko dla nas zaryczy. Co chwilę turyści z bogatszych krajów coś tam wrzucają, więc wystarczy poczekać 5minut, a wszystko to zobaczymy/usłyszymy bez wrzucania pieniążka.

DSCN6677_1

DSCN6642_1

DSCN6650_1
teatrzyk cieni

A TO największy gwiazdor:

Parę ciekawostek na jego temat:

DSCN6652_1
dorosły T-rex był większy niż londyńskie „piętrusy”
DSCN6653_1
miał tak krótkie łapy, że nie mógł nimi nawet dosięgnąć paszczy

Się tam tak między nimi łazi, wyobrażam sobie, jak mnie takie coś goni i czuję ulgę, że to paskudztwo już po świecie nie biega. A na temat ich wyginięcia jest kilka mniej lub bardziej wiarygodnych teorii, z których najbardziej spodobała mi się jedna:

DSCN6663_1
porwali je kosmici!
muzea
L: udziec dinozaura; P: jakaś nawiedzona grecka(?) bogini

Stwory dinozauropodobne:

DSCN6665_1
Maleństwo śpi. Odtworzone jest mega realistycznie, nawet oddycha!

I całkowicie odmienne:

DSCN6671_1
lisek mówi „WTF?!”
DSCN6674_1
nawet dinozaury są malutkie w porównaniu do waleni!

Oprócz zwierzaków, w muzeum na własnej skórze przekonamy się, jak odczuwa się trzęsienie Ziemi. Wchodzimy do pokoju stylizowanego na japoński sklep spożywczy, a tam podłoga się rusza, wszystko z półek prawie spada, w głowie się kręci. To symulacja jednego z najsilniejszych w historii Japonii trzęsienia Ziemi w Kobe z 1995 r., o sile 7,3 w skali Richtera.

O ile nie studiowaliśmy wcześniej geografii, dowiemy się, co to są hot-spoty (te nieinternetowe). Odkryjemy, że na Hawajach, jakieś 3km od wyspy Hawaiʻi, rośnie nam nowa wysepka- kiedy dokładnie wynurzy się nad powierzchnię oceanu, nie wiadomo, wiadomo już za to, jak się będzie nazywała- Loihi.

DSCN6682_1
mówią, że można już tam rezerwować wczasy all inclusive ;)

Jest też olbrzymi, kilkupiętrowy kokon, na którego szczyt wjeżdża się windą. A w jego wnętrzu robale, robaczki.

Poza tym są roślinki, minerały, dział o ciele człowieka… Możnaby tu spędzić cały dzień, ale my zbyt dużo czasu nie mamy i po dwóch godzinach zmywamy się dalej.

Kolejne z wielkiej trójcy położonych obok siebie muzeów przy Exhibition Road- Muz. Nauki, prezentuje się dość biednie nawet w porównaniu z warszawskim „Kopernikiem”- z ciekawych rzeczy są tam olbrzymie XX-wieczne komputery (ja takie machiny widziałam po raz pierwszy) i, jeśli ktoś się tym interesuje, duża kolekcja medycznego sprzętu.

Naprzeciwko jest jeszcze Muzeum Wiktorii i Alberta, ale obrazy, rzeźby i starożytne pisuary mnie nie kręcą.

Mam niedosyt, bo nie udało mi się już wpaść do (też darmowej) Photographer’s Gallery, która znajduje się rzut (chińskim) beretem od Oxford Street- to największa taka w Europie.

Sporo turystów w porze obiadowej kieruje swe kroki w kierunku Chinatown- wiadomo, że gdzie imigranci, tam można (w miarę) tanio zjeść. Idziemy tam i my. Nie ma się oczywiście co spodziewać prawdziwie azjatyckiej kuchni, bo wszystko jest przyprawione pod europejskie podniebienia, ale bufet za £5,5 daje radę:

DSCN6717_1

Ale… żeby nie było, że głód był jedynym motywem odwiedzenia tej dzielnicy!

DSCN6380_1
brama Chinatown
chinatown
L: Chińczyk jeden z drugim przed chińską bramą; P: wszystkie nazwy ulic w tej okolicy pisane są także „krzaczkami”
DSCN6389_1
już niedługo zaczyna się Rok Węża, więc lampiony w gotowości! A może wiszą tu cały rok?
DSCN6719_1
w sklepikach kupimy specjały z całego świata, nie tylko z Chin. Aaa, jak mi takich brakuje w Polsce!

DSCN6720_1

DSCN6709_1
restauracje na każdym kroku. A w wielu z nich można z ulicy poprzyglądać się, jak kucharze przygotowują jedzenie

Zajrzyj też do innych Chinatown w:

Na deser – idealny przykład na to, jak zrobić coś z niczego i zbić na tym niezłą kasę. O ile sklep Lego w Kopenhadze jest słabiutki, królestwo M&M’sów w Londynie zrobione jest naprawdę z rozmachem. Można się poczuć jak w muzeum. Bo tu przychodzi się popatrzeć, a nie kupować. Jak myślicie, co można znaleźć w sklepie M&M’s? Wiadomo, słodycze, choć te zajmują niecałe piętro spośród czterech, z których się lokal składa. Ciekawa rzecz dla tych, co się marketingiem interesują i chcą się przekonać, co to znaczy dobry PR (a teraz powinni zapłacić mi za robienie reklamy :P).

DSCN6409_1

DSCN6417_1

DSCN6415_1
ekhem…jednak trafiłam do galerii „sztuki”

DSCN6422_1

DSCN6425_1

DSCN6454_1

DSCN6431_1
najbardziej pachnące piętro; M&M’sów do wyboru, do koloru

DSCN6439_1

Jest tego więcej- skarpetki, breloczki, T-shirty, piłki do golfa, nożyki… Mieli twórcy łeb na karku, żeby z czekoladowych kuleczek rozkręcić taki biznes, nie ma co!

mms2
P: dopiero w Londynie zaintrygowało mnie to „Keep calm and…” i w końcu sprawdziłam w czeluściach Internetu, o co loto. Okazuje się, że plakat z hasłem „Keep calm and carry on” („Zachowaj spokój i żyj dalej”) powstał w 1939 r. na zlecenie brytyjskiego rządu, jako akcja społeczna, która miała dodać ludziom otuchy na początku II WŚ. Plakaty te nie zostały nigdy użyte (były magazynowane na wypadek niemieckiej inwazji na wyspy), dopiero w 2000 r. księgarz jakiś odkrył je u siebie  i odświeżył pomysł. Teraz kupimy kubki, podkładki pod kubki, T-shirty i czego tylko dusza zapragnie, z przeróżnymi końcówkami zdania „Keep calm and…”, np. „…pij wino” albo „…weź dzień wolnego”.

Na koniec, migawki z ulic, kolejne z ciekawych reklam:

DSCN6687_1
„Wyjechaliśmy na sushi do Tokio, (…) phad thai na Phuket (…). Wracamy w grudniu- zrelaksowani, natchnieni i odrobinę bardziej azjatyccy.”
DSCN6375_1
mamy w ścisłym centrum miasta swoją ulicę!
DSCN6678_1
oszołomów nie brak. Ten gościu chodzi po ulicy pokazując przechodniom taką karteczkę
DSCN6494_1
bramki metra

What do you think?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

No Comments Yet.