Sign up with your email address to be the first to know about new products, VIP offers, blog features & more.

69°40’33” N, 18°55’10” E – nadchodzi noc

Kilka dni temu skończył się dzień polarny, nareszcie! W Polsce świętuje się najdłuższy dzień w roku. Cieszymy się, kiedy dni robią się coraz dłuższe. A tu (ponad 1600 km na północ od Oslo, w mieście zwanym „wrotami Arktyki”), chciałoby się, żeby w końcu choć na chwilę nadeszła ciemność. Teraz około północy słońce zachodzi na jakieś 2 godziny. Zanim na dobre zdąży się ściemnić, z powrotem wschodzi. Muszę przyznać, że w najmniejszym stopniu nie rozumiem fenomenu dnia polarnego, dla którego przyjeżdża tu masa turystów. Słońce świeci zupełnie normalnie, tyle że w różnych dziwnych godzinach, utrudniając trochę spanie ;) Fenomenem jest za to dla mnie – tak zupełnie z innej beczki – częstotliwość, z jaką startują i lądują tu samoloty. Takie moje lotniczo-podróżnicze zboczenie. Żeby wydostać się z tego końca świata, na ogół leci się najpierw do Oslo (ewentualnie do Rygi), dlatego samoloty w tym kierunku odlatują kilkanaście razy dziennie, mimo, że miasto jest malutkie – nieco ponad 60 tys. mieszkańców. Mieszkam niedaleko lotniska i z okna mam piękny widok na fiord, ośnieżone szczyty i lądujące/startujące samoloty. Oto i foto:

widok z okna

Góry wieczorem zazwyczaj spowite są lekką mgiełką – jak na zdjęciu. Popołudniu -w porze powrotu z pracy- powietrze jest najczęściej krystalicznie przejrzyste, a niebo niesamowicie niebieskie. Z kolei rano, kiedy dreptam na autobus, mgła bywa tak gęsta, że gór wcale nie widać. A ten drewniany budynek na zdjęciu to akademik. Dziś w Tromsø było 'upalnie’. Całe 19 stopni! Ludzie porozkładani na trawnikach opalali się. W tym roku w ogóle pogoda dopisuje. Tylko dwa razy przydały mi się rękawiczki :) Tak więc po pracy oddaję się kąpielom słonecznym. Najchętniej na huśtawce. Żeby wyhuśtać stres, gniew i inne negatywne emocje. Nie palę, nie piję, więc się huśtam ;) Huśtawki-opony zawsze były moimi ulubionymi. Ale tu mają coś jeszcze fajniejszego, czego w dzieciństwie nie zaznałam – wielka okrągła huśtawa, na której można się położyć. Tak więc leżę i się kołyszę. I patrzę w niebo. Z czyjegoś okna Gary Moore śpiewa, że wciąż nie może o mnie zapomnieć. I jest pięknie choć przez chwilę. Są też trampoliny. Każda przykładna norweska rodzina ma w ogródku trampolinę. Przy moim akademiku też stoją dwie.

P.S. Kupiłam bilet do Bangkoku. Czekałam na promo i doczekałam się. Upolowałam bardzo dobrą cenę jak na tak bliski termin. Lecę z Kijowa, więc po drodze zatrzymam się jeszcze na chwilę na Ukrainie :)

A póki co, jeśli tylko Midnattssol pozwoli (choć ratuję się przydatnym gadżetem-maską na oczy), czas się wyspać, bo następny dzień wolny dopiero za ponad tydzień. Do pracy, rodacy! :)

Skomentuj pani_od_CyMBała Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

1 Comment
  • pani_od_CyMBała
    2 sierpnia, 2011

    „Nie palę, nie piję, więc się huśtam” :D:D wymiotło mnie :D