Sign up with your email address to be the first to know about new products, VIP offers, blog features & more.

Lwia skała

Sigiriya to chyba najliczniej odwiedzana przez turystów miejscowość Sri Lanki. Wielka masa zastygłej lawy z ruinami pałacu na szczycie przypomina australijską Uluru. Jej historia nie jest do końca jasna, ale najpopularniejsza werjsa mówi, że jeszcze przed Chrystusem w jaskiniach mieszkali tu mnisi buddyjscy. Wybudowana potem w Vw. twierdza przez krótki czas była stolicą państwa. Kiedy jeszcze w tym samym wieku stolicę przeniesiono z powrotem do Anuradhapury, pałac odzyskali mnisi.

lwiaskala_Sigriya
Kiedyś wejścia na górę „strzegł” olbrzymi lew i wchodziło się tam przez jego paszczę, do dziś zachowały się jedynie łapy.

 

Dookoła Sigiriyi jest tylko dżungla, więc skałę widać w promieniu wielu kilometrów i w tej postaci, z daleka, prezentuje się najlepiej.

DSCN7578

Jako, że znów planujemy przyjechać tam wieczorem, chcąc uniknąć sytuacji z problemem ze znalezieniem noclegu tak jak w Anuradhapurze, dzwonimy wcześniej do guesthouse’a poleconego nam przez młodego Holendra. Mimo obecności tylu turystów, nie ma tu zbyt wielu hoteli, bo wycieczki autokarowe przyjeżdżają do Sigiriyi tylko na kilka godzin, żeby potem zniknąć. Są za to pokoje gościnne u rodzin.

Okazuje się, że akurat tu niepotrzebnie jest cokolwiek rezerwować, bo domków wzdłuż drogi jest pełno i prawie każdy wynajmuje pokoje w podobnych cenach. Jak tylko wysiadamy z autobusu, podchodzi do nas sympatyczny staruszek, oferując nocleg, ale na nas czeka już właściciel zarezerwowanego guesthouse’a, przyjechał po nas autem :)

Pod skałę radzą się wybierać wczesnym rankiem albo popołudniu ze względu na upał, ale ten nam nie straszny i podejrzewamy, że właśnie rano miejsce to szturmują tłumy ludzi. I mamy dobre przeczucie- kiedy wybieramy się tam pieszo krótko przed południem, mija nas kilkanaście autokarów wycieczkowych już opuszczających wioskę. Z wielką radością dostrzegamy też wracający ze zwiedzania autobus polskiego biura podróży z tęczą w nazwie ;)

DSCN7573
droga do wejścia

IMG_1735

Przy wejściu zostajemy z każdej strony zaatakowane przez przewodników chcących nam wcisnąć swoje usługi. Jeden z nich zarzeka się, że pracuje dla kompleksu i nie bierze za oprowadzanie żadnej kasy, słuchamy go więc, od razu zastrzegając, że na pieniądze od nas ma nie liczyć. Kiepsko mówi po angielsku, mimo, że ponoć pracuje tam od 17 lat. Ciągle wtrąca „excuse me” i „sorry, madame”, co nas wkurza, opowiada też o „girlfriend’s swimming pool”, a jak się pytamy, czy chodzi mu o „ladies pool” to patrzy jak na debilki nieznające angielskiego i utrzymuje swoją wersję. Po 5 minutach oczywiście chce pieniędzy, więc się rozstajemy.

Skała ma 200m wysokości, a na jej szczyt prowadzą, a jak, schody! Jest ich ponoć 750.

mnisi_Sigryia

schody

DSCN7613

Podczas wspinaczki spotykamy parę starszych, szalonych Kanadyjczyków z francuskojęzycznej części kraju- bardzo pozytywni ludzie, potem będziemy się spotykać przypadkiem w różnych miejscach jeszcze kilka razy.

IMG_1808
ci państwo podróżują kilka miesięcy w roku i byli już chyba wszędzie! To już któraś z kolei ich wizyta na Sri Lance*

Mnisi panowali nad Sigiriyą do XIII/XIV w. Ponoć nie spodobały im się malowidła naskalne przedstawiające kobiety, więc zniszczyli część z nich. Zachowało się jedynie 23 z ok. 500.

IMG_1750

DSCN7584

Jest też „Mirror Wall”, czyli Lustrzana Ściana, na której przez wieki odwiedzający to miejsce spisywali swoje komentarze. Dziś nie można już dodawać swoich opinii, pozostaje „poczytać” krzaczki pozostawione przez innych.

Z ruin pałacu na szczycie niewiele zostało. Jedyny ich składnik, który na nas wywiera wrażenie, to kilka basenów, do których woda pompowana była z dołu*.

IMG_1814
IMG_1813

DSCN7598

IMG_1783

No i widoki są całkiem, całkiem:

DSCN7607

Na końcu można odwiedzić muzeum, ale moim zdaniem, szkoda na nie czasu, nic ciekawego.

Jeszcze w drodze pod skałę w trawie widzimy pięknego, olbrzymiego warana:

DSCN7568

Nawet lokalsi robią mu zdjęcia i mówią, że miałyśmy sporo szczęścia, bo to tu rzadki widok.

Wracając natykamy się też na wężą pełznącego przez ulicę:

DSCN7644

Sri Lanka ma 96 gatunków węży, w tym 5 najsilniej jadowitych, po ukąszeniu których ma się max. 2 godziny na dotarcie do lekarza. Występują tu m.in. kobra królewska, pyton tygrysi i mnóstwo gatunków żmij. Pod tym względem faktycznie jest tu niebezpiecznie- wyspa ma największy odsetek śmiertelnych ukąszeń węży na świecie- 6/1000 przypadków.

Zwierząt tu cała masa:

DSCN7642

DSCN7572
krokodyli akurat nie dane nam było zobaczyć

DSCN7636

DSCN7577

niewiniatko
niech was nie zwiedzie niewinne spojrzenie tej małpy…, bo ona właśnie knuje, jak wyrwać turystce banana
zlodzieje
akcja udana! Ale nawet o tak łatwo zdobyte jedzenie trzeba walczyć z koleżankami (w końcu prawo dżungli…)- ta małpa czyści wygryzioną w bójce ranę na tyłku
DSCN7631
małpa koneserka liści
DSCN7632
zbieraczki runa leśnego
DSCN7634
roślinka, która składa liście, kiedy się ich dotknie. Po kilku minutach otwierają się ponownie
DSCN7637
zostaw kwiaty w spokoju

Na chwilę wpadamy do sklepiku z pamiątkami- fajnie jest chociaż pooglądać te dzikie maski i piękne drewniane meble, na które pewnie nigdy nie będzie mnie stać. Obecność japońskich turystów sprawia, że ceny są ostro wywindowane, więc nie warto tu nic kupować.

DSCN7559

DSCN7560

(fotki oznaczone “*” pochodzą od Ewy)

Praktyczne info:

  • wstęp- $30/3750Rs, płatne tylko gotówką
  • w Sigiriyi nie ma bankomatu, najbliższy jest w sąsiedniej wiosce
  • studenci mogą się ubiegać o zwrot połowy kwoty, jeśli przy zakupie pokażą legitymację (że też dowiedziałyśmy się o tym po fakcie, pewnie euro26 też by przeszło…). Za bilet płacimy wtedy całość, ale dostajemy kwitek, na podstawie którego później w Colombo dostajemy zwrot
  • noclegi: za 2000-25000 Rs wynajmiemy pokój 2os. w jednym z okolicznych domów. My spałyśmy 1,5 km od wejścia do skały, ale są też bliżej w tej samej cenie
  • warto się też stołować u rodzin, bo mimo, że drogo (400 Rs za kolację), to w miarę dobrze i dużo, a okoliczne knajpy dla turystów są najgorszymi (i najdroższymi), jakie spotkałyśmy na Sri Lance, a lokalnych nie udało nam się znaleźć…
  • na wspinaczkę przyda się zapas wody, w środku nie można nic kupić

Skomentuj wiola.starczewska Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

3 Comments
  • wiola.starczewska
    12 marca, 2013

    Jak to jest – chcesz uciec od świata, zaprzyjaźnić się z naturą, poznać ciekawe zakamarki ziemi, a tu cały czas musisz uważać na ludzi, którzy chcą od ciebie pieniędzy. Wiem, tak samo jest jak pojedziesz do Zakopanego, górale ci nie przepuszczą, to, co oni najbardziej uwielbiają robić to liczyć dudki, ale powiedz, nie wkurza cię to? Nie psuje twojej podróży, która miała być przygodą, a nie grą w to, jak się nie dać nabrać?

    • emiwdrodze
      12 marca, 2013

      czy mnie to nie wkurza? Fakt, że za wiele rzeczy muszę płacić więcej niż lokalsi, którzy często mają więcej pieniędzy niż ja wielokrotnie doprowadza mnie do pasji, ale sztuka polega na tym, żeby się nie dać i nie pozwolić sobie zepsuć fajnych doświadczeń.

      Często rezygnuję z wstępu do miejsc, gdzie żądają sobie nie wiadomo jakiej kasy już nawet nie dlatego, że jej nie mam, ale dla zasady. A potem okazuje się, że za rogiem za darmo zobaczę coś o wiele ciekawszego. Ja ciągle uważam, że najlepsze rzeczy w życiu są free i większą frajdę sprawiło mi zobaczenie tego warana w trawie przy ścieżce niż jakbym go miała obserwować w Parku Narodowym na safari, za które ściągnęliby ode mnie kilkadziesiąt dolców.

      Niby Ci Azjaci tacy uśmiechnięci i pomocni, ale ta ich chciwość mnie coraz bardziej odstrasza. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ktoś przyjeżdża do Polski, a my żądamy od niego kilkanaście razy więcej za talerz zupy, kiedy zachce mu się odwiedzić bar mleczny gdzieś na uboczu, poza szlakiem turystycznym, tylko dlatego, że „pewnie jest bogaty”. Biznes biznesem, ale nie na tym polega gościnność…

      Bywają takie momenty, w których aż mnie to postrzeganie jako chodzący bankomat do płaczu doprowadza- tak było w Kandy, o którym jeszcze dziś lub jutro napiszę.

      Niestety tak długo jak turyści będą bezmyślnie szastać pieniędzmi, nie targując się, bo „im się wydaje, że jest tanio”, kiedy porównują ceny do tych w swoim kraju, te będą rosły i przepaść między tym, co płacą „oni”, a tym, co wyciągają od „białych” będzie się zwiększać.

      Coraz trudniej o przyjazne turystom miejsca na tym świecie, ale będę szukać dalej!

  • Ewa
    12 marca, 2013

    Małpa koneserka liści rulez :)