Sign up with your email address to be the first to know about new products, VIP offers, blog features & more.

Poljaczka na Podolu

W Zaleszczykach wysiadam z autobusu niemal pod kościołem i okazuje się, że akurat zaraz zaczyna się polska msza. Babuszki same mnie zagadują i po kilku minutach znam chyba wszystkie Polki w mieścinie – ostało się ich kilkanaście. Od razu naradzają się, która weźmie mnie do siebie na noc, nawet nie pytam. Laduję u 86-letniej p. Marii, bo uradziły, że mieszka najbliżej kościoła, a ja przecież z tym wielkim plecakiem :P Jej dom nie wygląda wcale biednie, ma synów w Londynie i Polsce. Częstuje mnie pysznymi pierogami, a potem zawstydza mnie, bo czeka do 22 na jakiś show z folklorem w TV, a ja padam już po 20, wymęczona długą podróżą.

Następnego dnia chodzę po miasteczku- szaro i smutno tu, a kiedyś (czyli przed II WŚw) Zaleszczyki były tętniacym życiem kurortem. Szkoda, że taki los je spotkał, bo położone jest pięknie- na skarpie nad zakolem Dniestru.

widok na Dniestr; kiedys byly tu piekne plaze
jedna z glownych ulic
cerkiew

Szukajac dokumentow o swoich pradziadkach, ide pogadac chwile z polskim ksiedzem, ale ten nie jest zbyt mily ani goscinny. Odsyla mnie do muzeum, ktore prowadzi sympatycznie wygladajacy staruszek. Tam sa wszystkie ksiegi i moge do nich zajrzec. I tu dzieje sie cos, w co do tej pory nie moge uwierzyc. Nastawialam sie na weszenie oszustw na kazdym kroku w Azji, ale tu moja czujnosc zostaje chyba uspiona przez to, ze przeciez ksiadz mnie tu przyslal. Podly dziad z muzeum (inaczej nie umiem go nazwac) mowi mi, ze musze zaplacic za wglad w te ksiegi. Daje mu te 40 hrywien jak gdyby nigdy nic, a potem jeszcze wydebia kase za cieniutka broszurke o miescie z 1988 (!) roku- kolejne 15 UAH (wytargowalam sie, bo chcial 25…). Dopiero p. Maria otwiera mi oczy, ze te pieniadze nie ida wcale do kasy muzeum, a do jego kieszeni. Ponoc to najbogatszy czlowiek w okolicy. Nic dziwnego, skoro sporo Polakow przyjezdza tam szukac swoich korzeni. Mam nadzieje, ze nie wszyscy sa tak naiwni jak ja :/ P. Maria denerwuje sie na dziada tak, ze musi zazyc tabletke na uspokojenie. Mowi: „juz ja zlodzieja dorwe! Ale go zbesztam, jak go spotkam!”, a ja jestem wsciekla na siebie. Pal licho te 20zl, ale tak sie dac w konia zrobic?! Teraz dopiero odtwarzam sobie w pamieci, ze jak sie tam pojawilam, przywital mnie slowami: „o, pani z Polszy, to bogata”, a potem jak robilam zdjecia swoim kilkuletnim kompaktem, nie zadnym wypasionym sprzetem, komentowal: „o, jaka wspaniala kamera”. Grrrr. Ale udalo mi sie zdobyc kopie spisu ludnosci z 1931 r., w tym pare stron o rodzinie dziadka.

w muzeum

Udaje sie do jedynej w okolicy knajpy, ktora reklamuje sie jako pizzeria. Zamawiam „cokolwiek, byle nie pizze”. Kelnerka poleca mi borszcz i biorac pod uwage wyglad lokalu, spodziewam sie takiego instant, z proszku, a dostaje najlepszy barszcz, jaki w zyciu jadlam- widac, ze przygotowywany na miejscu.

centrum miasta
markowe perfumy dotarly i tu, a co ;)
normalny widok na cmentarzu

Jeszcze tego samego dnia jade do Kamienca Podolskiego. Autobus odjezdza tym razem 20minut przed czasem- dobrze, ze jestem na dworcu wczesniej. Kierowca oglasza calemu autobusowi, ze „jedzie z nami Poljaczka” i od razu wszyscy mi sie przypatruja i komentuja cos pod nosem.

100 km pokonujemy w 2,5 godziny. Tak trzesie, ze nie da sie spac, czytac, pisac, zostaje jak zwykle muzyka. Przez cala droge koles siedzacy trzy rzedy przede mna bezczelnie sie na mnie gapi, odwracajac sie co chwile. Nie usmiecham sie i staram sie jak najbardziej obojetnie patrzec w okno. Mimo to po jakichs 2godzinach przysiada sie, mowiac, ze chcialby pogawarit po polsku. Ok, probuje byc mila. Ale nie rozumiem go prawie wcale i tak chyba lepiej. Bo za chwile pyta sie, czy zostaniemy znajomymi i zaczyna mnie dotykac. Chwali sie, ze jest likarjem militarnim i chyba od razu zaklada, ze mu nie wierze, bo wymachuje mi przed nosem swoja legitymacja wojskowa. Nie rozumiem, to niby ma robic na mnie jakies wrazenie? Chyba staje sie juz naprawde chamska, bo piatej z rzędu mojej odpowiedzi, że nie zostaniemy znajomymi w koncu wraca na swoje miejsce :)

Nie zgadniecie, gdzie przyszlo mi spedzic noc w Kamiencu Podolskim. Spalam juz na lawce na przystanku tramwajowym- w Bergen czy na plazy, ale taki nocleg to dla mnie nowosc. Najpierw probuje u polskich siostr Urszulanek, bo tak poradzil mi ksiadz w Zaleszczykach, ale nikt nie otwiera mi drzwi. Zachodze wiec do Caritasu obok i dostaje cieplutki pokoj jednoosobowy w nowym, 3letnim akademiku szkoly prowadzonej przez ukrainskie siostry- ale mowiace po polsku perfekcyjnie i bez zadnych nalecialosci. Wszystkie dziewczyny tu ucza sie polskiego i pewnie chcialyby popraktykowac, ale juz nie mam ochoty na integracje. Korzystajac z okazji, ze w pokoju jest cieplo, robie pranie i myje wlosy- tak na zapas, choc jeszcze tego nie potrzebuja, ale nie wiadomo, jakie warunki beda nastepnej nocy.

Rano za oknem bialo. Ale przed 8 musze sie ewakuowac na tę zimnice, bo akademik zamykaja na czas lekcji w szkole. Szukam informacji turystycznej, zeby zostawic tam plecak. Wszedzie sa znaki na nia kierujace, ale na tym koniec. Informacja widmo. Pytam mlodej dziewczyny w rozowych kozaczkach i wielkiej czapie „od Gucciego”. Mimo, ze od razu odpowiada mi po angielsku, ze nie rozumie, zaraz okazuje sie, ze uczy sie polskiego, bo planuje studia w Poznaniu albo Warszawie. Pokazuje mi droge na dworzec i jade kupic bilet na nocny pociag do Kijowa. Wracam na Stare Miasto, choc jest tak przerazliwie zimno, ze najchetniej przesiedzialabym caly dzien na dworcu. Pada snieg, a ja laze po tych ruinach i marze juz o goracej Tajlandii.. Ale miasto bardzo ladne- nie bez powodu znalazlo sie na liscie UNESCO. Jest bardzo ciekawie polozone- Stare Miasto od jego reszty oddziela gleboki skalisty wawoz, przez ktory mozna przejsc solidnym mostem dla samochodow albo chyboczacym sie drewnianym mostkiem (wybieram oczywiscie druga wersje). Trzy godziny lazenia po Starowce, godzina w knajpie przy kominku, dwie na zamku (wstep za 6UAH, ale warto), dwie w кафе Iнтернет, drobne zakupy i mozna juz jechac na dworzec.

kolejne polskie slady
umarla, cholera jedna!
babuszki w drodze na zamek

Tu marszrutki dzialaja juz w ogole dziwnie, bo jedni placa przy wsiadaniu, inni przy wysiadaniu- kierowca z pewnoscia nie ogarnia, kto zaplacil, a kto nie.

Jeszcze 2 godziny do pociagu. Po dworcu chodza psy (to jakas plaga w tym kraju- wyskakuja z zaskoczenia z roznych dziwnych miejsc) i sliczny maly kotek, ktory wladowuje mi sie na kolana i probuje dobrac do plecaka. Zalapuje sie na ciasto, ktore p. Maria dala mi na droge.

Komunikaty zapowiadaja w dwoch jezykach- po ukrainsku i rosyjsku. Zauwazam też, ze niektore literki, ktorych nauczylam sie we Lwowie, tu maja inne znaczenie :/ Musze sie bardzo skupiac, zeby to wszystko czytac i pod wieczor juz kapituluje, znow nic nie rozumiem..

W pociagu dostaje prawdopodobnie najgorsza miejscowke w calym wagonie. Obok dwojka malych dzieci wrzeszczy przez cala noc, prawie nie zmruzylam oka. Z glosnikach w przerwie od disco ukraino pobrzmiewaja grzeczne do granic mozliwosci komunikaty w stylu „szanowni pasazeri to, szanowni pasazeri tamto”.

Ale sam pociag bardzo mi sie podoba :) Jaka szkoda, ze u nas nie ma takich tanich kuszetek! Ok. 30 zl za ponad 600km jazdy. Lezanki w sam raz na moj wzrost, bo wyzsi mieliby juz problem, zeby sie tam wygodnie wyciagnac. Kazdy dostaje czyste przescieradlo, poduszke i koc. Jest tez recznik, ale lazienka jest takim hardkorem, ze nie odwazylam sie podjac sie w niej proby umycia sie. Nad ranem, jak juz dzieciakom, a potem i mi, udaje mi sie zasnac, wlaczaja nagle wszystkie swiatla i ukrainska muzyke na full.

Z dworca odbiera mnie Andriy- moj kolejny host. Od wczoraj jestem wiec w Kijowie. A juz jutro odlot :)

What do you think?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

5 Comments
  • koteq
    10 listopada, 2017

    Pojedź kiedyś w te okolice latem. Przed II wojną światową ten region miał najlepszy klimat w Polsce, z największą ilością godzin słonecznych w ciągu roku.

    • Emiwdrodze
      12 listopada, 2017

      Bardzo chętnie tak bym zrobiła, sprawdziłabym czy faktycznie rosną tam takie gigantyczne arbuzy i inne owoce ;) Tak opowiadał mi o tym miejscu dziadek i muszę przyznać, że z tych jego opowieści Zaleszczyki w moim wyobrażeniu to prawdziwy raj.

  • Bogusława Szewczuk-Cybulska
    5 listopada, 2017

    Witam moi dziadkowie byli z Zaleszczyk małych ale tam nie byłaś ciekawi mnie cmentarz pozdrawiam

    • Emiwdrodze
      12 listopada, 2017

      Wg wikipedii (nie wiem na ile wiarygodne jest to źródło) Zaleszczyki i Zaleszczyki Małe to jedno i to samo…

  • IS
    20 listopada, 2011

    Pozdrowienia od dalekiego krewnego Dz.Wł. Czeka na więcej fotek.