’Czemu nie chcecie ich kupić? Przecież w waszej kulturze wszyscy to robią i o tym mówią’ – zdziwiony sprzedawca wymachuje nam przed nosem talią kart z obrazkami przedstawiającymi pozycje z kamasutry.
'Serio przyjechałyście w takie miejsce same, bez chłopaków? To zły znak’ – stwierdza inny.
Wybrałyśmy się z Anią do Khajuraho, bo słyszałyśmy same pozytywne opinie o tutejszych świątyniach (które wcale nie są całe aż tak erotyczne!), ale przecież można było się spodziewać, jaka atmosfera będzie panować w tak nietypowym miejscu…
Nazwa Khajuraho pochodzi od… gaju palmowego, pośród którego miasteczko kiedyś leżało. W języku bengalskim ’khajura’ to palma daktylowa. Teraz drzew zbyt wiele nie zostało, są za to trzy kompleksy świątyń, rozsławione na cały świat dzięki erotycznym rzeźbom je zdobiącym, przedstawiającym nagie boginie i bogów w miłosnych objęciach. Świątyń jest 22. Kiedyś było 85, ale większość została zniszczona podczas podboju tych terenów przez muzułman. Te, które się ostały, były dobrze ukryte właśnie w gęstwinie palm. Świątynie zostały zbudowane między X a XI wiekiem przez dynastię Chandela, hinduistów, którzy interesowali się tantrą, a co więcej, praktykowali orgie będące ponoć elementem ich religii – niezła interpretacja przykazań ;) Świątynie są częściowo hinduistyczne, a po części dżinistyczne. Od 1986 r. wpisane są na listę UNESCO.
Co to jest dżinizm?
To jedna z najstarszych religii świata – powstała w dolinie Gangesu w VI w. p.n.e. Jego twórcą był Parśwa, którego nauki zebrał w całość Mahavira, zwany Dżiną („Zwycięzcą”) – od jego przydomka pochodzi nazwa religii. Symbol dżinizmu to swastyka (oczywiście prosta, nie przekręcona jak ta nazistowska).
Jego założenia, w wielkim skrócie, są dość zbliżone do tych buddyjskich: szacunek dla wszystkich żywych istot (dżiniści wierzą, że nawet rośliny i minerały mają duszę) i skromność (powstrzymanie się od posiadania zbędnych rzeczy). Dżiniści wierzą w możliwość wyrwania się z samsary (cyklu wcieleń) i osiągnięcia stanu wyzwolenia – mokszy. Nie uznają istnienia stwórcy i władcy świata (wg nich kosmos i życie nie mają początku ani końca), choć dopuszczają istnienie wielu bogów, przyznając im doskonałość, ale nie nieśmiertelność. Liczba wyznawców dżinizmu to (zależnie od źródła) 4,5-10 mln, z czego 97-8% mieszka w Indiach, głównie w Gudżaracie i Radżastanie.
Dżiniści mają wiele zaskakujących praktyk, np. zamiatanie drogi przed sobą czy cedzenie wody do picia po to, by nie zabić jakiegoś mikroskopijnego stworzenia.
Mówi się, że świątynie to źródło słynnej kamasutry. To błąd, bo w sanskrycie słowo ’sutra’ to dosłownie 'tekst’, 'księga’ czy wręcz ’traktat filozoficzny’ (’kama’ to miłość, pożądanie, a np. 'jogasutra’ mówi o technikach jogi). Kamasutr było wiele i żadna z tych oryginalnych nie zawierała obrazków.
Chociaż ściany świątyń zdobią także mandale, a erotyczne detale to mniejszość i tak naprawdę trzeba ich wypatrywać w gąszczu innych elementów, to właśnie one rozsławiły Khajuraho.
Śmiałość niektórych scen szokuje nawet nas, Europejki, a co dopiero takie rzeczy w Indiach! Na wielu z nich pojawiają się też zwierzęta – słonie, wielbłądy czy małpy…
Świątynie skierowane są na zachód, tak, aby o wschodzie słońca światło padało na ołtarz. Ich poszczególne części noszą nazwy kobiecych części ciała. Główna, a na dodatek najlepiej zachowana jest świątynia Lakshmana.
Miejsce jest bardzo zadbane jak na Indie – równo przystrzyżony trawniczek, żadnych śmieci, aż chciałoby się tu rozłożyć na piknik!
Miasteczko jest małe, można je całe spokojnie przejść pieszo lub objechać rowerem. Low season ma swoje oczywiste plusy (turystów jak na lekarstwo i łatwiej negocjować ceny), ale i minusy – upały znów dają nam się we znaki. Jest czerwiec, środek najgorętszej pory roku i w ciągu dnia temperatury przekraczają nawet 45 stopni! W nocy ciężko spać mimo coolera (taki indyjski wynalazek, mocniejszy niż wiatrak, prawie jak klimatyzator) pracującego na pełnych obrotach.
To pierwsze miejsce w mojej podróży po Azji, w którym tak dużo sklepikarzy zna parę słów po polsku! Jeden z nich chwali się „Esta mój sklep”, pomieszały mu się trochę języki :P
Przy okazji zwiedzania świątyń wschodnich dostajemy zaproszenie na herbatę do domu chłopaczka, który nas oprowadzał po okolicy. Jego rodzina ma sklep z biżuterią i wywierają na nas presję, żeby coś kupić, ale jest tam wyjątkowo drogo, co im mówię, próbując negocjować. Sprzedawca szybko znajduje rozwiązanie problemu:
- Nie masz pieniędzy to idź do ściany. (ależ ci Hindusi są zaradni!)
- Ale na koncie też nie mam dużo pieniędzy.
- To zadzwoń do taty. (no co za tekst!!!)
- Nie biorę pieniędzy od taty.
- To co robisz w Polsce? [wielki znak zapytania na jego twarzy] I co ja mam odpowiedzieć? :P
Dzieci na wsi bez skrupułów krzyczą: „Hello, money!”. Biała skóra jednoznacznie kojarzy im się z dobrobytem i bogactwem.
Przechodzimy przez dzielnicę nietykalnych (czyli najniższej kasty w Indiach), a w podwórzach luzem walają się tam rzeźby ze świątyń! Miejsce jest niby pod patronatem UNESCO…
Któregoś wieczoru trafiamy na kolację do restauracji z domkiem na drzewie. Miejscówka super, a obsługa przyjmuje postawę „klient nasz pan” – kiedy chcąc umyć ręce pytam, czy mają mydło, młody chłopaczek przeprasza na chwilę i wybiega do sklepu. Widocznie dawno nikt nie miał takiej zachcianki jak ja ;) Za parę minut wraca z saszetką szamponu do włosów w ręce, tłumacząc z zakłopotaniem, że w sklepie mydła akurat nie było :D Są obleśni do potęgi, ale uczynni!
Takie było to nasze Khajuraho :)
Praktyczne informacje:
- wstęp do zachodniego kompleksu świątyń kosztuje dla obcokrajowców $5. Słyszałam o zniżce dla posiadaczy biletu z Taj Mahal, jednak sama tego sposobu nie wypróbowałam; pozostałe są darmowe; na mnie wschodnie zrobiły większe wrażenie
- wszystkie świątynie otwarte są od wschodu do zachodu słońca
- wieczorami w zachodnim kompleksie świątyń są pokazy światła, w których narratorem jest jakiś znany bollywoodzki aktor. Cena wstępu porażała.
Podróżnik
26 maja, 2015No nieźle, wstęp zniszczył :D
Emiwdrodze
26 maja, 2015Hindusi potrafią być bezpośredni!
Tomek
25 maja, 2015fajne to mycie szamponem do włosów musiało być :)
Emiwdrodze
26 maja, 2015Nie próbowałam, na wypadek takich akcji zawsze mam przy sobie w podróży żel antybakteryjny :P
Anonim
19 maja, 2015może i z podtekstem, ale pobudza zmysły ;)
Emiwdrodze
20 maja, 2015to na pewno!
Anonim
18 maja, 2015Pamiętam jak w Liceum widziałem te świątynie i Angkor pierwszy raz na zajęciach goegrafii, od tego momentu chcę tam pojechać, Angkor zaliczony to teraz czas na Khajuraho :D
Emiwdrodze
20 maja, 2015takich rzeczy w polskich szkołach uczą?! :P
Anonim
18 maja, 2015Uwielbiam to miejsce! :)
Emiwdrodze
20 maja, 2015mi się też całkiem podobało, głównie ze względu na małomiasteczkową atmosferę :)
Anonim
18 maja, 2015Pamietam moje zaskoczenie, gdy takie scenki sobie w Indiach wypatrzylam. :D
Emiwdrodze
20 maja, 2015ja do tej pory oglądając te zdjęcia uwierzyć nie mogę, że tamte Indie i te obecne to jeden kraj!
Anonim
18 maja, 2015:) Bardzo ciekawe ;) Swoją drogą jedną ciekawostkę z podtekstem można znaleźć na wrocławskim ratuszu ;)
Emiwdrodze
20 maja, 2015gdzie? co? jak? ;)
Anonim
18 maja, 2015Oj zaraz miejsca owiane złą sławą… ;)
Emiwdrodze
20 maja, 2015może niekoniecznie złą, ale trochę pomijane przez niektórych ze wstydu chyba :P
Anonim
18 maja, 2015hihi, ale jak to złą? Z tego powodu chcę jechać do Indii
Emiwdrodze
20 maja, 2015Złą może i nie, ale dobrą bym jej też nie nazwała. Rodzin z dziećmi tam nie uświadczysz, prawie same pary ;)
Ewelina
17 maja, 2015„Obleśni do potęgi” – jak można w taki sposób pisać o innych ludziach?
Emiwdrodze
17 maja, 2015A ja nie wiem jak można udawać, że świat (i ludzie go zamieszkujący) jest zawsze piękny i kolorowy… Wg Słownika wyrazów bliskoznacznych PWN, 'obleśny’ to: 'odpychający, budzący obrzydzenie, zachowujący się niesmacznie`. Nie znam nikogo, kto po krótszym czy dłuższym pobycie w Indiach nie opisywałby ich mieszkańców w podobnych słowach, nawet jeśli Indie kocha. To nie pusty stereotyp, a fakt stwierdzony na podstawie prawie czterech miesięcy podróży po tym kraju.