…a właściwie kołach, bo mowa tu o pociągu. W Indiach nie musisz iść na bazar, to bazar przychodzi do ciebie ;)
Poczytajcie, jak poruszać się po Indiach koleją i nie zginąć (na końcu wpisu praktyczne wskazówki, jak ogarnąć system rezerwacji biletów na indyjskie koleje).
Wersja dla bogatszych to obiad z dostawą pod nos – po południu konduktor zbiera zamówienia, kilka godzin później roznosi posiłki, a dopiero kiedy wszyscy zjedzą, robi kolejną rundkę i zbiera pieniądze.
Kiedy trzymałam w ręku potwierdzenie pierwszego biletu na „sleepera” (i to nie na papierze, ale na ekranie komórki, bo zarezerwowany był przez Internet! – sprawdza się tam sposób, który nie przechodzi jeszcze w Polsce…) na jazdę mającą trwać łącznie 30 godzin, towarzyszyło mi nieswoje uczucie. Lekkie przerażenie pomieszane z ekscytacją. Tyle się w końcu rzeczy o tych indyjskich kolejach słyszało… Na przykład TAKICH:
Albo TAKICH:
Ten ostatni obrazek zaobserwowałam raz jedyny, ale wtedy i Hindusi siedzący obok ze zdziwieniem podbiegli do okien. Jak potem mi tłumaczyli, zwyczaj jazdy na dachu mają świeżo upieczeni maszyniści po zdaniu egzaminu państwowego – w ten sposób świętują.
Okazało się, że nie taki diabeł straszny i wkrótce wręcz pokochałam przemieszczanie się po tym kraju pociągami właśnie, bo czas mija tam o wiele szybciej niż w jakimkolwiek innym znanym mi środku lokomocji.
Jakby podliczyć ilość godzin, jakie w tych pociągach spędziłam, wyszedłby z tego grubo ponad tydzień. W końcu Indie są olbrzymie i pokonanie niektórych odcinków zajmuje kilkanaście, a nawet i kilkadziesiąt godzin.
Rozgrywająca się w pociągu scena ze Slumdoga wcale nie jest przekolorowana – choć dzieciaków biegających po dachu nie widziałam, reszta mniej więcej tak właśnie wygląda:
Pociągi są przeważnie punktualne, baaaaaaardzo długie (po kilkadziesiąt wagonów), a mimo to zawsze zatłoczone – w końcu Indie to drugi na świecie kraj pod względem liczby ludności, a ich mieszkańcy wciąż dokądś jadą. Bywa, że śpią we trzy osoby na jednej leżance albo brudnej podłodze, bo o bilety ciężko – miejsca w sypialnym rezerwuje się z wyprzedzeniem nawet kilkumiesięcznym. Na szczęście jest kilka udogodnień dla turystów, które pozwalają zdobyć bilet nawet na dzień przed wyjazdem (wskazówki na końcu tekstu).
Nie ma się co nastawiać na poczytanie książki albo słuchanie muzyki w trakcie jazdy, bo spokoju raczej nie zaznamy, szczególnie na mniej popularnych turystycznie trasach. Jakby mało było tego, że dorosły, niby poważny facet siedzący obok odtwarza z komórki hinduskie zawodzenia na cały regulator, to co chwilę ktoś podchodzi, zagaduje, choćby miał zapytać tylko, skąd jestem, bo na tym kończy się jego znajomość angielskiego, prosi o wspólne zdjęcie albo po prostu bez pytania zbliża swoją starą Nokię do mojej twarzy i cyka zdjęcie. I mimo, że najczęściej nie wiedzą, co to Poland, usatysfakcjonowani odpowiedzią i zadowoleni, że zamienili słowo z białą, odchodzą.
Są też zaaferowani obecnością obcokrajowca, bywa, że z przejęciem chwalą mi się zdjęciami w swoich komórkach. Niemal każde jest takie samo… Czarne tło i jakaś rozmazana plama w którymś jego kącie. Nie widać nawet, co które foto przedstawia, ale wypada udawać zainteresowanie: „aaah, więc to jest Twoja żona, piękna, a tu byłeś w zoo, no no, faktycznie groźnie wygląda ten tygrys”.
Ich łatwość nawiązywania kontaktów ma oczywiście swoje plusy – można wypytać o nurtujące nas tematy, szczególnie o kulturę, politykę, religię itd.
Można dorobić się nowych ozdób na dłoniach:
Zdarzają się nieprzyjemne chwile – któregoś razu po drzemce otworzyłam oczy i ujrzałam stojącego nade mną tłuściocha, robiącego mi zdjęcie komórką, a potem przez dłuższą chwilę gapiącego się na mnie przenikliwie bez cienia zawstydzenia. Ulotniłam się do łazienki, a kiedy wróciłam, gościu wciąż się gapił. Próbowałam nawet coś zagadać, ale ten ani be, ani me, wyciągnęłam więc aparat i zaczęłam robić zdjęcia jemu:
Innym razem w nocy przebudzam się na chwilę, a obleśny jegomość leżący naprzeciwko mnie robił sobie dobrze- o tego typu akcjach już pisałam.
Teoretycznie mogłam to zgłosić konduktorowi, bo na drzwiach wisi nawet regulamin:
…, ale słyszałam też o przypadkach „napastowania” dziewczyn przez konduktorów, stwierdziłam więc, że i tak nikt się tym nie przejmie.
Pociągiem jedzie cały przekrój społeczny – najbiedniejsi tłoczą się w najtańszej general class i dźwigają swoje bagaże na głowach, najbogatsi rezerwują cały przedział w 1AC (ten z klimatyzacją) i na peronie czeka na nich tragarz. Sleeperem, czyli wagonem, który zawsze wybierałam, jeździ cała reszta. Kilkupokoleniowe rodziny z piątką dzieci, wychudzone staruszki wystrojone na bogato – z przedramionami całymi w złotych bransoletach, mądrze wyglądający grubaskowie w jeszcze grubszych okularach i eleganckiej koszuli, nieodłącznie z gazetą, bo należą do tych 60% społeczeństwa, które umie czytać i pisać. Muzułmanie, którzy kilka razy dziennie uprzątają wszystko z podłogi, żeby zrobić miejsce dywanikom modlitewnym, zamyślone młode dziewczyny lekko przerażone, bo jadą właśnie poznać swojego przyszłego męża, wybranego już przez rodzinę. I grupka najbardziej śmiała – studenci. Młodzi,wykształceni, dobrze mówiący po angielsku i modnie ubrani, wracający do domu na weekend, z jedną małą teczką jako bagażem. Zdarza się nawet, że byli w Europie, bo mają brata w Londynie, kuzyna w Dubaju, a siostra wyszła za mąż za Hindusa mieszkającego w Australii.
Pociąg to najlepsze miejsce do obserwacji Hindusów bez włażenia im z butami w życie prywatne. Tu widać, jak celebrują wspólne posiłki, modlą się, kładą spać swoje dzieci i rano szykują się do kolejnego dnia w podróży.
W taką podróż nie trzeba zabierać zbyt wiele, bo w pociągu kupi się, czego dusza zapragnie. I to niedużo drożej albo i w tej samej cenie co w sklepie. Co chwilę korytarzem przechodzą sprzedawcy niosący na głowie kosze z butelkami zimnej wody czy coli i drą się „pani bottle, pani bottle” (pani=woda). Za nimi idą kolejni – jeden oferuje dmuchaną poduszkę, coby się lepiej spało, kolejny próbuje sprzedać łańcuch z kłódką, żeby przymocować bagaż (tak robią wszyscy, ponoć zdarza się, że na stacjach wpada banda złodziejaszków i wynoszą niezabezpieczone pakunki), kostkę Rubika, książki, mapy i inne umilacze czasu, a nawet wisiorki i amulety chroniące przed złymi duchami.
No i oczywiście jedzenie. Najczęściej jest to „biryani! biryani!” – sprzedawca potrafi wykrzyczeć to na jednym oddechu jakieś sto razy na minutę – to ryż z warzywami lub, w wersji mięsnej, kurczakiem, bardzo dziwnie przyprawiony, ale w zależności od części kraju pojawiają się jakieś lokalne potrawy, których nazw nie pamiętam, a nawet obrane już i pokrojone ogórki :D
Średnio co 5 minut korytarzem przechodzi chłopak w kraciastej koszuli – pracownik kolei. W jednej łapie ma samowar z herbatą, w drugiej wysoko nad głową trzyma skrzynkę z samosami, ciastkami, chipsami itd., przepycha się przez tłum i drze jak szalony „czaj! czaj!” albo „kofi! kofi!”. Jedno i drugie kosztuje 4 albo 5 Rs, co przekłada się na 30-40 groszy.
„Nie kupuj nic tutaj, na następnej stacji będzie lepsze” – mówi współpasażer, widząc mnie szykującą drobne, żeby kupić coś na ząb podczas postoju na dworcu. Jeździ na tej trasie przynajmniej raz w miesiącu – w interesach, a rozmiary jego brzucha wskazują na to, że pewnie wie, co mówi. Jakby komuś pociągowe jedzenie nie podchodziło, na niemal każdej stacji są stoiska z różnymi smakołykami. O takie:
Jak pociąg się na większej stacji zatrzyma to stoi tam 5-15 minut, także jest czas na rozprostowanie kości i zrobienie zakupów. Kiedy rusza, jest jeszcze chwila na spokojne dobiegnięcie do wagonu i wskoczenie do niego, bo trochę to trwa, zanim taka maszyna się rozpędzi. Na bilecie pod numerem 9. widnieje dopisek:
…, ale przecież nikt nie śmie skakania Hindusom zabronić.
Nie brak żebraków. Często są to hidźry, czyli 'trzecia płeć’ – transseksualiści poprzebierani za baby. Łażą tacy po pociągu (często pojawiają się też nieproszeni na weselach) i wyłudzają kasę, a jak ktoś nie chce rzucić monety, policzkują lub klaszczą mu przed nosem, rzucając zły urok. Ciemny lud wierzy w ich ponadnaturalne moce i boi się takich numerów, dlatego spora część wyciąga portfele na ich widok. Tych wyglądających na wykształconych nawet nie zaczepiają, bo wiedzą, że nie mają szans nic od nich dostać.
Są kalecy bez nóg, siedzący na czymś a’la deskorolka i odpychający się rękami od podłogi. Są umorusane dzieciaki w podartych koszulkach i bez butów – wsiadają na którejś ze stacji, zaglądają pod siedzenia, ba, nawet kładą się na podłodze, żeby wymieść spod nich śmieci. Resztki jedzenia zjadają, a pozostałości brudną szmatą popychają do drzwi i wyrzucają z pędzącego pociągu. Później wracają po zapłatę, choć nigdy nie widziałam, żeby ktoś dał im pieniądze za tę wątpliwej jakości usługę – w pociągu przecież i tak dalej brudno. I tak pewnie mija im dzień za dniem – kursowanie między kilkoma stacjami wte i wewte, w nadziei, że ktoś rzuci monetę przeznaczaną w sporej części przypadków na klej do wąchania…
A to już w Radżastanie, klimaty coraz bardziej pustynne:
Garść praktycznych wskazówek:
Nie warto kupować biletów przez agencje podróży, bo dokładnie to samo dostaje się w necie bez prowizji. Sposobów jest kilka:
- Strony internetowe cleartrip lub makemytrip. Jest więcej podobnych stron, ja używałam tylko tych dwóch. Jeśli nie ma dla nas już biletów, wskakujemy na listę oczekujących i jest szansa, że do dnia odjazdu pociągu znajdziemy się na liście jego pasażerów (edit 07.03.2013: teraz, żeby kupić bilet albo nawet sprawdzić ich dostępność przez Internet, trzeba mieć indyjską sim kartę i założyć konto na oficjalnej stronie kolei – IRCTC).
- Na popularnych turystycznie trasach dostępna jest pula biletów dla obcokrajowców, które można kupić nawet w dzień wyjazdu na największych dworcach; potrzebny jest do tego paszport, a to lista niektórych punktów sprzedaży.
- Na ostatnią chwilę można też próbować kupić bilet z tzw. puli Tatkal. Sprzedaje się je na niektórych dworcach o 8 rano (edit: od 10.07.2012 jest to godz. 10) na dzień przed odjazdem pociągu z POCZĄTKOWEJ stacji (lub przez Internet, ale system może być wtedy przeciążony). Tę opcję wykorzystałam dwa razy i za każdym razem byłam przy kasie pół godziny przed jej otwarciem, a kolejki i tak były już spore. Tu też potrzebny nam jest dowód tożsamości i specjalny formularz, który znajdziemy przy kasie.
- Jeśli żadnym z powyższych sposobów nie uda się zarezerwować miejscówki, kupujemy w kasie najtańszy bilet na przejazd 2gą klasą i zajmujemy pierwsze lepsze wolne miejsce w wagonie 'sleeper’. Kolejki do kas bywają ogromne, więc lepiej być na dworcu z godzinę przed odjazdem. Już w pociągu u konduktora dopłacamy różnicę do droższego biletu. Sposób ten sprawdza się nawet na długich trasach, ale jedynie w dzień, kiedy ludzie nie śpią. Decydując się na przejazd w ten sposób na trasie nocnej ryzykujemy, że przyjdzie nam spędzić noc na podłodze, bo może po prostu nie być nigdzie indziej miejsca, kiedy wszyscy rozłożą się do spania. Ale może się też zdarzyć tak, że konduktor „wyczaruje” nam miejsce w klasie z klimatyzacją, a zainkasuje za bilet w sleeperze. Ja z konduktorami nigdy nie miałam problemu, zawsze byli mili i pomocni, ale kilku facetów-turystów, z którymi gdzieś tam po drodze rozmawiałam, mówiło, że jazda pociągami to dla nich udręka ze względu na bilety i nigdy nie udało im się ich „apgrejdować”, musieli przejść do tańszej klasy. W Indiach o wiele łatwiej coś załatwić białej kobiecie.
-
Podróż pociągiem w trakcie indyjskich wakacji lub świąt dobrze jest zaplanować najwcześniej, jak to tylko możliwe – w tych okresach bilety wyprzedawane są na kilka tygodni lub nawet miesięcy naprzód.
Klasy w pociągach sypialnych:
- 1 AC, 2 AC i 3 AC – z klimatyzacją (działa na 200%, dobrze mieć na wierzchu coś z długim rękawem i skarpetki :)), przyciemnianymi szybami i pościelą. 1 AC ma zamykane przedziały z dwoma lub czterema łóżkami i posiłki wliczone w cenę, 2 AC sześcioosobowe przedziały oddzielane zasłonkami, 3 AC – osiem łóżek z zasłonkami. Różnica w cenie między sleeperem a najtańszą z klas klimatyzowanych jest spora.
- Slepeer – klimy nie ma, są za to wiatraki i świetne widoki za oknem, często brudna leżanka, dobrze więc mieć swój śpiwór (najfajniejsze są cieniutkie, jedwabne – w Wietnamie kosztowały 2dolce! W innych azjatyckich krajach trochę droższe, ale też dostępne). To „prycze” w niezamykanych „przedziałach”, których żaden konduktor nie pilnuje – po 8 w każdym.
- 2nd class/general class – bez rezerwacji i miejsc do spania, zawsze przepełniona, ale śmiesznie tania.
Klasy w pociągach niesypialnych:
- AC Executive Chair – z klimą i rezerwacją miejsc
- Unreserved 2nd Class, nazywana też general class lub „dżunglą” – najtańsza z możliwych, jest na ogół zatłoczona do granic możliwości
Ja niemal zawsze, nawet na krótkie dzienne odcinki, wybierałam sleepery, bo są najwygodniejsze w tym przedziale cenowym. Z mojego doświadczenia najwygodniejsze są miejsca wzdłuż korytarza:
- na górnym w dzień możemy sobie leżeć, nie martwiąc się o to, że ktoś na naszym miejscu siedzi, ale w nocy bywa tam gorąco, bo wiatraki tam nie sięgają, no i niewiele widać
- miejsce na dole ma dwie inne zalety – podczas upałów jest tam najchłodniej od wiatru wpadającego przez okno, a widoki na większości tras zapierają dech w piersiach, ale bywa, że w dzień trzeba je dzielić z kimś innym, co nie gwarantuje możliwości leżenia
Koniecznie trzeba się zaopatrzyć w łańcuch i kłódkę (często sprzedawane w pociągach – ja taki komplet kupiłam za równowartość dolara) i przyczepić nimi swój bagaż – pod siedzeniami są specjalne uchwyty do tego służące i robi tak prawie każdy Hindus, więc nie będzie to dziwne ;) W oknach są kraty – to też zabezpieczenie przez złodziejami.
Lili Nova
19 lipca, 2016Pat Nov Borys Diak
Borys Diak
19 lipca, 2016hmm syf kiła i mogiła … prawie jak u mnie na dzielnicy XD
nawet kolorystyka sie zgadza bo od cholery cyganów mieszka w okolicy ;)
Lili Nova
19 lipca, 2016A mnieto kreci ;p
Borys Diak
19 lipca, 2016Każdy ma jakiś fetysz
Janina Molczyk
19 lipca, 2016Ostatnio w Kuala Lumpur widziałam namiastkę Indii (w Little India) i jednak ten wszechobecny brud mnie przeraża
Emi w drodze
19 lipca, 2016Little India w KL jest przecież czyściutkie i pachnące ;)
Janina Molczyk
19 lipca, 2016Haha no domyślam się, że to pikuś
Tomek Kobyliński
19 lipca, 2016ej ale np w singapurze, niby taki singapur czysty, a jednak udalo sie w hinduskiej dzielnicy dość sporo syfu indii oddać (w kazdym razie jak na singapurskie standardy…) dośc mnie to zaskoczylo.
Emi w drodze
19 lipca, 2016jak na singapurskie standardy to faktycznie :D
Magda
22 lutego, 2015Chyba bym się nie odważyła na samotną podróż takim pociągiem…
Emiwdrodze
23 lutego, 2015W lepszej klasie, tej z klimą, jest trochę bardziej komfortowo, każda „prycza” ma zasłonkę, a w tej najlepszej przedziały są nawet odgradzane drzwiami, zdecydowanie bezpieczniej się tam podróżuje samej kobiecie, ale ja najbardziej lubiłam właśnie tę najtańszą.
MartaSP
6 lutego, 2015A ja nie spotkałam się z nimi tylko w Indiach północnych w 2006, w 2009 Goa było ich pełne, w Arambolu zrozumiałam dlaczego, bilety lotnicze (tanie linie ruskie) mieli za 190$ w obie strony, połączenie z Moskwą. Na Goa albo były grupy młodych ludzi albo tatusiowe z córkami,ku swojej naiwności tak wtedy myślałam o tych nastoletnich panienkach. W Palolem ucieszyli się że nie jesteśmy z Rosji. Natomiast w Varkali byłam marzec 2013 i było ciężko od sexu rosyjsko-indyjskiego. Ja może mam jakieś uprzedzenia do nich ale to zostało mi po Krymie, byli obrzydliwi, głównie tzw. turyści i nas tez tak traktowali. Żaden wyjazd nie dostarczył mi tyle traumy co Krym. Natomiast w 2013 ku naszemu zaskoczeniu zobaczyliśmy Indie południowe zalane żabojadami, w tym duże ilości wielopokoleniowych rodzin. Tę zagadkę też rozwiązaliśmy, we Francji jest spore bezrobocie i Francuzi uciekają na wybrzeże indyjskie przed wysokimi kosztami życia u siebie. Biorą zasiłki wysyłane na konto, muszą się do biur pracy zgłaszać co miesiąc ale wystarczy przez internet co nie jest żadnym problemem. I tak w ciepełku przeczekują złe czasy. Hampi to faktycznie mały Izrael ale już na północy było ich sporo, niestety mało jest ciekawych krajów gdzie ich wpuszczają.
Czemu Sri Lanka ponieważ jest to kraj czysto buddyjski a w takim nie byliśmy i mamy mało czasu tym razem. Skupiłam się na Twoich Indiach i przyznam szczerze że Sri Lankę dopiero napoczęłam. Zastanawiam się też nad Bangkokiem i wyskokiem do Kambodży, jest parę opcji, zobaczymy gdzie będą korzystne ceny biletów.
Emiwdrodze
9 lutego, 2015Ruskich kojarzę (też niekoniecznie pozytywnie) głównie z Wietnamu i Phuket, tam w niektórych miejscach w knajpach było wręcz menu pisane TYLKO cyrylicą, bez angielskiej wersji! U mnie tu z kolei pełno Holendrów, zostały im po epoce kolonialnej tanie bilety do Indonezji i dużo programów wymian/współpracy. Udanych wakacji i jakbyście kiedyś zapuszczali się w moje rejony to daj znać!
MartaSP
3 lutego, 2015Mam dwie dodatkowe informacje, w klasie slepeer są jeszcze wagony slepeer jedynka z przedziałami Coupé, przedziały są zamykane, w większości 2 osobowe, trafiają się też 4 osobowe. Takie wagony są już rzadkie ale super, kosztują grosze, korzystaliśmy w Indiach południowych. Ponieważ miejsca w takich wagonach są tanie a nie mieści się w takim wagonie dużo osób hindusi je wycofują z obiegu. Jest też dodatkowa opcja zakupu biletu, jeżeli nie zadziała Tatkal ( możliwy do wykupu dokładnie od 24h przed odjazdem)jest jeszcze opcja Emergency, Zadziałało 2 razy i bilety się znalazły. Takiej opcji w przewodnikach nie ma ale podpowiedziała nam to Pani w kasie na dworcu. Wzięła naszego kwita z Taką adnotacją, poszła do naczelnika a oni jakoś dziwnie zawsze mają miejsca i to w dobrych klasach.
Emiwdrodze
3 lutego, 2015Dzięki Marta za to info! :) Nie miałam pojęcia o tej dodatkowej klasie, nigdy na nią nie trafiłam! W systemie też można ją jakoś wypatrzeć przed rezerwacją? Z tej opcji emergency kiedyś też korzystałam, zapomniałam o tym wspomnieć! Z mojego doświadczenia wynika, że białemu turyście zawsze łatwiej dostać taki bilet, a białej kobiecie to już w ogóle ;)
MartaSP
4 lutego, 2015Te wagony są doczepiane do pociągów osobowych, i są w systemie jako coupe, my (podróżuję z mężem jest zdecydowanie łatwiej) sprawdzaliśmy zazwyczaj 3AC i wtedy nie wychodziły, pokazali nam te wagony w jakimś biurze, sprawdziliśmy w rozkładzie i dało się załatwić bezpośrednio na dworcu, miejscami dysponuje chyba ktoś ważniejszy niż kasa bo dostaliśmy bilety na dzień następny (trasa Maduraj do Varkala) po wpisaniu do księgi VIP ów przez jakiegoś naczelnika. Super sprawa, jechaliśmy też 4 osobowym przedziałem (drzwi przedziału zamykane w obu przypadkach, nie zasłonki, oczywiście brak klimy, wiatrak był ale okno w nocy wystarcza).
A tak jak jesteśmy w temacie Indii to najbardziej przeszkadza mi ilość ruskich (teraz pewnie już zelżało) i to że nas wkładają do jednego wora , nie rozróżniają języków. A to ruskie kobitki jeżdżą na sex turystykę (Varkala chyba w tym króluje), i robią niezłe bydło, kradną w sklepach w miejscach turystycznych, uciekają w nocy z kwater bez płacenia. W Gokarnie prowadzi sklep Kasjopeja Polka Agnieszka. Dużo ma do powiedzenia na ten temat, przeniosła się z Palolem do Gokarny bo już ich miała dość.
Przymierzamy się do Sri Lanki dlatego się tu znalazłam.
Pozdrawiam.
Emiwdrodze
6 lutego, 2015ja Ruskich pamiętam tylko z części Goa, wszędzie indziej rządzili młodzi Izraelczycy, może dlatego, że było poza sezonem. Ze Sri Lanki wspomnienia mam mieszane, ale nie zrażajcie się, czytając negatywne posty, znam wielu, którym się bardzo podobała, może ja po prostu nie miałam tam szczęścia do ludzi ;)
5000lib
22 października, 2014Słyszałam o tym, i o tym jak owy bazar, a raczej osoby zaangażowane w sprzedaż są wyćwiczone. Pozdrawiam.
Emiwdrodze
22 października, 2014nasi marketingowcy mogliby się od Hindusów uczyć technik sprzedaży, zdecydowanie!
5000lib
22 października, 2014Może lepiej nie…
Emiwdrodze
22 października, 2014fakt, niebezpieczne mogłoby to być :)