Miasta na Jawie nie grzeszą urodą. Potwierdzi to każdy, kto tu był. Najlepiej uciekać z nich jak najszybciej do tego, co najlepsze ma do zaoferowania Indonezja – plaż, wulkanów i innych cudów natury. Malang miał być wyjątkiem – ma opinię najspokojniejszego z tych wielkich, a ja, zaciekawiona, postanowiłam sprawdzić, czy którekolwiek z indonezyjskich miast faktycznie może się podobać. Co z tego wynikło?
Pomysł przyjazdu do Malang zrodził się przy okazji odwiedzin mojej kumpeli, Asi i wspólnego planowania wycieczki pod wulkan Bromo. Tak miało być szybciej, przyjemniej i wręcz taniej. Nic z tego się niestety nie sprawdziło (o czym poczytać możecie w poprzednim wpisie), ale skoro już byłyśmy tu przejazdem, spędziłyśmy w nim półtora dnia, bo znajomi reklamowali mi to drugie co do wielkości (zaraz po Surabai) miasto Jawy Wschodniej jako spokojne, zielone i przyjemnie chłodne (w porównaniu do innych jawajskich oczywiście).
Co ma do zaoferowania Malang?
Nie wiem czemu wydawało mi się, że skoro Malang leży u stóp tylu wulkanów, to będzie je można z miasta zobaczyć. Okazało się, że wcale nie są tak blisko ;) Wulkanów więc brak, jest za to (jak w każdym chyba indonezyjskim mieście) ptasi targ, plac Alun-alun, a także niebrzydka katedra katolicka i – co za niespodzianka ;) – kilka okazałych meczetów.
Jedna fajna rzecz w Malang to na pewno szerokie obsadzone palmami aleje prowadzące od dworca kolejowego wgłąb centrum. Zbudowane jeszcze przez Holendrów za czasów kolonialnych. To unikalne na skalę Indonezji zjawisko, że gdzieś są chodniki, po których dodatkowo da się chodzić (czytaj: nie są zastawione bazarami, na środku nie posadzono drzew ani nie są zagospodarowane jako parking dla motorów)! Ale to tylko w centrum, jak ruszyć się gdzieś poza nie, wszystko wraca do indonezyjskich standardów.
Są tu piękne kolonialne wille – Holendrzy wiedzieli jak budować domy! W Yogyakarcie też jest ich jednak pełno, więc to nie było dla mnie nic nowego…
Alun-alun, czyli centralny plac, podczas naszego pobytu tam był niestety zamknięty do renowacji. Na plakatach przedstawiających jego wygląd po oddaniu do ponownego użytku pełno było oczywiście białych twarzy przechadzających się po placu, ani jednego Indonezyjczyka :P Alun-alun ma chyba każde jawajskie miasto, podobnie jak ptasi targ, z którego Malang też słynie, znów nic nowego. Wyróżnia się za to strzelista katedra katolicka:
Malang kulinarny
Słyszałam o niezłych knajpkach w Malang, poprosiłyśmy więc naszą miejscową przewodniczkę (couchsurferkę, u której spałyśmy) o ich pokazanie, jednak wydaje mi się, że nie trafiłyśmy do najfajniejszych miejsc, bo żadna z miejscówek, w których jadłyśmy mnie nie urzekła. W centrum nie było tu zbyt wielu przydrożnych stoisk, chyba Jogja za bardzo mnie pod tym względem rozpuściła ;) Jednym z nielicznych był kompleks warungów zaraz naprzeciw dworca kolejowego. Zjadłam tam najlepszy do tej pory nasi rawon (ryż z wołowiną w pysznym sosie), który w Jogji nie jest zbyt popularny, a którego w Malang pełno wszędzie.
Polecana przez niektórych knajpa w starym holenderskim budynku – Toko Oen – okazała się pomyłką. Jedzenie zimne, ceny z kosmosu, a kurze udko na moim talerzu wyglądało na już obgryzione przez kucharza. Zdecydowanie nie polecam.
Innym daniem, z którego słynie Malang, jest bakso (mięsne kuleczki, takie indonezyjskie mielone, nie dorastające jednak polskim do pięt), którego nie jestem fanką, więc nie próbowałam go tam.
Pełno jest w Malang przysmaków z jabłkiem w roli głównej – w końcu to jabłkowe zagłębie Indonezji, w okolicy jest mnóstwo sadów. Jednak jak wyżej – nic nie zastąpi naszych, polskich ;)
To warto czy nie?
Miasto specjalnie mnie nie zauroczyło. Fakt, ma tylko ok. 200 tysięcy mieszkańców, jednak ruch w centrum miasta jest tak samo szalony jak na całej Jawie.
Tak to wygląda oczami turysty dwudniowego, a wiem, że w Malang mieszka całkiem spora grupka Polaków i innych obcokrajowców i ci życie tam sobie chwalą. Do mieszkania – może i tak, turystycznie raczej można odpuścić.
Po kilku godzinach „zwiedzania” nie wiedziałyśmy już za bardzo, co ze sobą zrobić i wtedy pojawił się zainspirowany przewodnikiem (Lonely Planet, a jakże! Czasem się jednak sprawdza :)) pomysł udania się na masaż do niewidomych, którzy są ponoć najlepszymi masażystami pod słońcem, bo przecież nie widząc mają wyostrzone inne zmysły. Odnalazłyśmy miejsce, jak się okazało, zupełnie nieturystyczne. Miejscowi zachowywali się tam jakby pierwszy raz widzieli białą skórę, nikt też nie mówił ani słowa po angielsku. Dzięki temu (a może przez to, bo sprawiło to, że nie mogłam się zbytnio zrelaksować!) pan masujący, kiedy z radością odkrył, że dukam coś po indonezyjsku, zasypał mnie serią pytań o moje życie prywatne, zawodowe i masę innych spraw, a ja jak taki debil odpowiadałam półsłówkami, bo na tyle pozwalała mi moja wciąż marna znajomość bahasy. Ale to dobrze, dzięki takim się człowiek uczy ;)
Sam masaż spodobał mi się na tyle, że teraz w Jogji chodzę do niewidomych regularnie! Rzeczywiście mają oni sporo siły i wyczucia w palcach. Koszt takiego masażu to jedyne 35-40.000 za godzinę! Dla porównania, masaż w tradycyjnym salonie zaczyna się od 100.000 za 60 min.
Planujesz zahaczyć o Malang? Sprawdź, gdzie tam spać!
A może by tak za miasto?
Sporo ciekawych miejsc jest dookoła miasta – plantacje herbaty, piękne plaże, świątynie. O ile po samym Malang łatwo się poruszać angkotami (busikami), które mają całkiem rozbudowaną sieć połączeń i za kurs płaci się ok. 3.000 rupii, to żeby zobaczyć coś poza jego rogatkami trzeba albo wypożyczyć motor, albo wykosztować się na wycieczkę z agencji podróży.
A poza tym – bielutkie plaże i świątynie są też dookoła ciekawszej pod wieloma względami Jogji ;)
Tomek Kobyliński
1 marca, 2018z atrakcji Malang to moze nie jest to nic super super, alejak się już tu jest to warto Kampung Warna zaliczyć, takie milo zrewitalizowane slumsy. Blisko dworca kolejowego. Chyba dośc nowa rzecz. https://www.instagram.com/p/BfxTsyPgOo9/?taken-by=kobe_widoczki
A samo Malang wg mnie się w miarę broni. Ruch jednak wg mnie jest dużo mniejszy i sensowniejszy niz w jakimkolwiek mi znanym jawajskim mieście. W ogole bardzo „liveable” miejsce. No ale turystycznie to pewno racja ze ot punkt w drodze na Bromo i tyle.
Emiwdrodze
12 marca, 2018Kampung Warna mamy też w Jogji! :) Choć dla mnie to kicz w pigułce. A najsłynniejsza taka wioska to jest w Semarangu. Pewnie, że co innego miasto do mieszkania, a co innego turystycznie :) Z pozytywnych rzeczy to Malang ma chyba dość przyjemny, chłodniejszy klimat, co na dłuższą metę by mi w sumie odpowiadało.
Tomek
31 lipca, 2017Jeszcze jedna rzecz o której zapomniałem to miejsce na które trafiłem całkowicie przypadkowo,a naprawde wyrwało mnie z butów(słyszałem że inni którzy tam byli mieli podobne wrażenia). Tumpak Sewu w okolicach Malang,około 3 h jazdy od miasta. Zapiera dech w piersiach,polecam być tam na zachodzie słońca,fakjnie ujęty z drona w filmiku polaków: https://www.youtube.com/watch?v=-Tp1-g4yGUM od 4m:25 s. Polecam te miejsce
Emiwdrodze
2 sierpnia, 2017Świetny filmik i niecodzienny wybór miejsc jak na tylko 15 dni tu spędzonych, bardzo aktywny plan! Widzę, że z okolic Jogji też ciekawe miejsca wybrali: jaskinię Jomblang i plażę Timang. Dzięki za linka!
Tomek
31 lipca, 2017Cześć Emi,jako że przygotowywałem się z twojego blogu do mojej wyprawy dziele się informacjami spłacając w ten sposób dług jaki mam do ciebie ;-) W Malang długo nie byłem bo też 2 dni. Znacznie bardziej polecam Batu o którym miejscowi mówią Szawjcaria Javy zwz. na specyficzny,chłodny klimat i górski krajobraz. Miasto słynie z upraw jablek ktore sa symbolem miasta ale też z upraw Bonsai,w okolicy mnóstwo bardzo ładnych upraw które może zwiedzać. W granicach miasta znajduje się Wisata Paralayang,góra z pieknym widokiem na miasto ciepłe źródła w górskiej,dzunglowej sceneri (panas cangar) za 15k za caly dzien i okoliczne wodospady jak coban rondo. W Batu nie ma możliwości wyporzycenia skutera dlatego dobrzwe to zrobić w Malang,jest tez czeste połaczenie na trasie Malang-Batu więc dotarcie tam nie powinno byc problemem. Miasto sprzyja odpoczynkowi od Javajskich upałów i jest dobrym miejscem na złapanie oddechu przed dalszą podróża.
Emiwdrodze
1 sierpnia, 2017Dziękuję, bardzo miło z Twojej strony, że się dzielisz wiedzą! Na pewno komuś się te wskazówki przydadzą :) Słyszałam o Batu, ale nigdy tam nie byłam, te okolice miasta w każdym razie wydają się być podobnie do okolic mojej Jogji ;)
Piotr Pawlikowski
15 lipca, 2015Wspomnialas o sadach jablkowych, sa jeszcze plantacje truskawek. Wstep na nich jest platny, dosyc drogi, w weekendy pasie na nich indonezyjska klasa srednia i wyzsza :)
Emiwdrodze
15 lipca, 2015Płacić za wstęp na pole truskawek? No czego to nie wymyślą! Te ichniejsze truskaweczki to też takie marne, daleko im do polskich… ;) Znasz dobrze Malang, Piotr?
biedrzycka
1 czerwca, 2018emi skarbie te indonezyjskie so marne bo nie widzialy nawozow sztucznych w polsce niedawno kilka dni temu jedno malozenstwo kupilo 20 kg truskawek pisalo polskie truskawki piekne duze w domu zmierzyli sprzetem do eko bio i okazalo sie ze przekraczaly 600 razy normy azotanow..pamietaj jak truskwaka bardzo slodka to na chemi…no i czas psucia sie jak bedziesz w polsce to poloz tako eko i tako bez zadnych informacji zobaczysz roznice….zreszto to dotyczy wszytkich owocow
Emiwdrodze
2 czerwca, 2018Naiwne jest myślenie, że Indonezyjczycy nie używają nawozów, no sorry :) Wszędzie na świecie przy produkcji na dużą skalę działa to tak samo, chemia pakowana jest wszędzie. A ja jak najbardziej zwracam uwagę a to, co kupuję i nawet w Indonezji wybieram owoce/warzywa z hodowli bezpestycydowych.
Aneta
11 lipca, 2015Tak naprawdę w Azji jest mało miast, które są zadbane i czyste, przez co mogą zniechęcać.
A co do tego, że jabłka są najlepsze w Polsce podpisuje się obiema rękami! :-)
Emiwdrodze
12 lipca, 2015W Malang jakoś specjalnie brudno nie było, ale od indonezyjskich miast odstraszają mnie głównie te motory! Niedługo się będę tymi naszymi jabcami zajadać na zapas ;)
Anonim
11 lipca, 2015No tak turysci z bogatych krajow korzystaja z zycia i pejzarzy a lokalni ludzie klepia biede, smutne, ale tak jest w wielu miejscach
Emiwdrodze
11 lipca, 2015ale gdzie to się ma do tematu Beata? :P Zdecydowana większość turystów w Malang to miejscowi, zresztą nie nazwałabym tej części Jawy wybitnie biedną ;)
Anonim
10 lipca, 2015Uwielbiam podróże i relacje z nich
Emiwdrodze
10 lipca, 2015No to wpadaj tu do mnie częściej Diana! :)
Anonim
9 lipca, 2015Nigdy tam nie byłam, ale oglądając zdjęcia to mam wrażenie, że strasznie tak kolorowo i … chaotycznie.
Emiwdrodze
9 lipca, 2015witamy w Azji ;)
KasiaJot
9 lipca, 2015Malang i tamtejsze rejony słynną przede wszystkim z Sate Kelinci dla którego tutaj się przyjeżdża. Poza miastem jest kilka wodospadów, safari, na którym można podziwiać zwierzęta na wzór afrykańskiego safari, są jeziora, jaskinie, wulkany etc. jest mnóstwo rzeczy do robienia w Malang i poza nim, dlatego tak dużo lokalsów tutaj przyjeżdza na weekend z całej wschodniej Jawy. Sporo ominęłaś lub się nie przygotowałaś … :P
Emiwdrodze
9 lipca, 2015Nie słyszałam o sate kelinci w Malang, dzięki za uzupełnienie :) Ja je znałam z Kaliurang pod Merapi, w Jogji mówią, że stamtąd właśnie pochodzą. A teraz mi dopowiedzieli Indonezyjczycy, że sate kelinci są po prostu wszędzie, gdzie jest chłodniej, bo mięso królika ponoć rozgrzewa.
Wiesz, wcześniej przygotować się specjalnie nie przygotowałam, bo ta couchsurferka obiecała nam oprowadzić nas po mieście i wszystko pokazać, ale okazała się jakaś trochę niedoinformowana ;) Za to już na miejscu jak się zorientowałyśmy, że nie ma co na nią liczyć, poczytałyśmy nieco przewodnika, zajrzałyśmy do internetu i wypytałyśmy dokładnie w informacji turystycznej, co tam zobaczyć i nie odkryłyśmy niestety W MIEŚCIE nic ponad to, o czym pisałam…
O tym, że dużo jest do zobaczenia dookoła miasta wiem i wspomniałam o tym, przeczytałaś ostatni akapit? :P Poza tym wodospady i jaskinie są na Jawie chyba gdzie się nie ruszyć, więc w Malang szukałam raczej czegoś unikalnego.
Czyżbyś Kasia była jedną z tych w Malang mieszkających? :)