To drugie w tym roku plantacje herbaty. Była już Sri Lanka, okolice Nuwara Eliya. Mimo to kolejnych odpuścić nie chciałam, bo to w końcu o bezkresie zieleni Cameron Highlands się same ochy i achy słyszało i się o nich, od czasu zbieractwa folderów z egzotycznymi wycieczkami w wieku -nastu lat, marzyło.
Z Georgetown do Tanah Rata dostaliśmy się minivanem po rozeznaniu się w cenach i stwierdzeniu, że nie warto się telepać zwykłymi autobusami z przesiadkami, skoro cena tego jest niewiele wyższa, a na dodatek agencje turystyczne oferują odbiór spod drzwi hotelu.
Transport w Malezji jest w ogóle tani i baaardzo wygodny. Przyjemnie się tu tak luksusowo przemieszczać pamiętając autobusy z np. Laosu czy (o zgrozo!) Nepalu. A jakie autostrady! Za sto lat w Polsce takich mieć nie będziemy. (za to dalsza droga z CH do Kuala Lumpur, mimo że malownicza, przyprawiła mnie o konkretne mdłości!)
Większość ludzi do Tanah Rata wpada tylko na chwilę (chyba, że kogoś bardzo męczą upały, wtedy warto w tej zimnicy posiedzieć dłużej – mnie to zdecydowanie nie dotyczy). W takim przypadku nie ma co marnować czasu na wybrzydzanie w poszukiwaniu noclegu. Minibusik zatrzymuje się bezpośrednio przy Kang Travellers Lodge (inna nazwa to Daniel’s Lodge) i tam się zatrzymaliśmy, bo warunki były przyzwoite i w niezłej cenie. Tam też kupiliśmy (tym razem jak typowi, leniwi turyści) kilkugodzinną wycieczkę na spacer po dżungli z widokiem na plantacje herbaty w połączeniu z farmą truskawek (nic specjalnego i truskawki nie dorównują smakiem polskim) oraz motylarnią (całkiem fajna opcja z egzotycznymi robalami, jaszczurami i wężami).
W dżungli (która dość gęsta była i mimo, że do prawdziwej dżungli jej pewnie sporo brak, przebiła na głowę tę z dwudniowego trekkingu w północnej Tajlandii po czymś, co na miano dżungli absolutnie nie zasługiwało), spotkaliśmy grupkę chłopaków, którzy dostali się w to miejsce stopem (a ten w Malezji świetnie działa). Jakby się więc ktoś zastanawiał, czy przepłacać za wycieczkę – na pewno na własną rękę bez większego wysiłku się da :) Nasz przewodnik jest młody i o roślinach i zwierzętach w dżungli wie sporo, ale jest mocno niedoinformowany w kwestii herbaty, mówi nam np., że „na tych krzaczkach rośnie herbata czarna, a na tych zielona”! Gdyby nie to, że moja wiedza o herbacie wzbogaciła się po wizycie na Sri Lance, może i bym uwierzyła w te bzdury, ale przecież herbata rośnie tylko w jednej postaci, a to, czy w wersji ostatecznej jest czarna, czy zielona, zależy tylko od jej obróbki i momentu zrywania liści…
I główny punkt programu:
Reasumując – plantacje muszą robić wrażenie, jeśli się je pierwszy raz widzi. Mi się podobały, ale do zachwytu daleko. Zbyt bardzo się od tych cejlońskich nie różnią (choć może teren jest jeszcze bardziej pofalowany?), jednak jest lepiej pod co najmniej trzema względami:
- nocleg (standardy lepsze od lankijskich)
-
jedzenie (sporo indyjskich knajp, a to znaczy niebo w gębie!)
-
podejście ludzi do turystów (Malezja to bogaty kraj i mimo, że jesteśmy w miejscowości na maksa turystycznej, ludzie nie patrzą tu na nas jak na chodzące bankomaty, co po Sri Lance jest bardzo przyjemną odmianą. Na ogół są bezinteresownie mili).
Chcesz zobaczyć, jak plantacje herbaty wyglądają na Sri Lance? Tam już też byłam i o nich pisałam -> KLIK
*część zdjęć pochodzi od Pawła
Zofia Małecka
12 marca, 2016Jednakze jazde autobusem na Cmeron Highlands nie kazdy wytrzymuje bez uszczerbku na samopoczuciu :)
Celina Lisek
7 marca, 2016Właśnie się na te wzgórza zasadzałam i czasu zabrakło. Następną razą… albo po prostu wypad na Sri Lankę, bo platantacji herbaty me oko na żywo jeszcze nie widziało, a bardzo by chciało. Podobno w okolicach CH można podziwiać także raflezję, co dodatkowo kusi…
Emi w drodze
8 marca, 2016Raflezja jest też w Indonezji, i pola herbaciane też, także wiesz… :D
Celina Lisek
8 marca, 2016Wiem, wiem… na Jawie zdaje się :)
Celina Lisek
8 marca, 2016Ale raflezja to chyba już w innej części. Zobaczymy :)
Emi w drodze
8 marca, 2016Na Jawie została kiedyś odkryta, ale czy dalej tu jest to nie wiem… Na pewno na Sumatrze.
Monika Mazurek Kostuch
7 marca, 2016cudne miejsce i odrobinę wytchnienia od malezyjskich upałów można złapać :)
Emi w drodze
7 marca, 2016Co kto lubi, mi tam zimno bylo