Klikając w reklamę dorzucasz się do moich podróży, dzięki! :)
Heimat
Fajnie czasem wpaść do domu. Wyspać się w swoim łóżku, wyjąć w końcu ciuchy z szafoplecaka i poukładać je w prawdziwej szafie, posiedzieć przed kominkiem, patrząc na śnieg za oknem. A jak w tym czasie zjadą się goście, to i jest okazja, żeby się sprzed tego kominka ruszyć i coś w okolicy zobaczyć.

jeszcze kilka dni temu fale Bałtyku przy brzegu były zamarznięte
Wracając miesiąc temu na Pomorze, uaktualniłam swój profil na couchsurfingu, udostępniając kanapę w domu rodziców gościom, tak z nudów bardziej, nie spodziewając się żadnych odwiedzin, bo kto by przypuszczał, że na moje zadupie zawitają couchsurferzy. I to zimą?!
A jednak, znalazła się jedna taka, na dodatek Niemka, co mnie dodatkowo ucieszyło, bo była okazja do odświeżenia języka. Lena studiuje archeologię, pisze magisterkę o miastach hanzeatyckich i, w przeciwieństwie raczej do mnie, zainteresowana była kościołami, zabytkami, zachwycała się strukturą murów itd. Koszalin się do Hanzy nie zaliczał, ale Kołobrzeg owszem, więc to właśnie tam wybrałyśmy się na wycieczkę w pierwszej kolejności. Trzeba było to połaziłam z nią po tych katedrach:

…ale nic nie poradzę, że zamiast pięknych ponoć wnętrz wolę fotografować… wielbłądy! Czy ja już wspominałam, że bardzo lubię wielbłądy? ;)
Przez ostatnich kilka lat niemiecki, w którym kiedyś mówiłam biegle, zakurzył się, i nawet jak spotykałam Szwabów w podróży, nie mogłam się przełamać i rozmawiałam z nimi po angielsku :/ Tym razem stwierdziłam, że szkoda jednak, żeby się tyle lat nauki zmarnowało i twardo próbowałam szprechać.
I wiecie co? Jestem z siebie dumna, bo przez całe 3 dni dosłownie kilka razy brakowało mi słów na tyle, że musiałam przejść na angielski. Kaleczyłam, słuchać siebie sama nie mogłam, bo zauważałam swoje błędy, ale mówiłam, a w zamian za to dostałam od Leny na couchsurfingu piękną referencję, w której pisze, że mój „german is fantastic” ;)
Kołobrzeg, a właściwie Kolberg, bo to przecież iście niemieckie miasto, o każdej porze roku pełen jest niemieckich turystów, głównie emerytów. Jest w nim sporo sanatoriów, ośrodków SPA i hoteli****, a nawet *****.

L: polska flaga w miejscu zaślubin z morzem, które odbyło się po odzyskaniu przez Polskę dostępu do morza w ’45 r.; P: to już Koszalin – nasz „piękny inaczej” Ratusz z byczą ławką i pomnikiem „Byliśmy, jesteśmy, będziemy”, upamiętniającym walki Polaków o Pomorze. Postawiony w rocznicę wkroczenia tu Armii Radzieckiej w marcu ’45 r. – Ruscy niby odbili wtedy Pomorze Prusom, ale przy okazji zburzyli ok. 40% miasta

jestem w szoku, bo przy każdym zabytku takie oto trzyjęzyczne tablice. Chwała im, bo ocaliły mnie od tłumaczenia historii wielu w sumie kiepsko znanych mi budynków na niemiecki :)
Najciekawsze wg mnie miejsce w mieście? Żadne z powyższych. Obstawiałabym górkę przy wylocie na Gdańsk, na której stoi sobie stworzona ze szrotu dziwaczna instalacja podhalańskiego artysty Władysława Hasiora. Google twierdzi, że nazywa się to „Płomiennymi ptakami”, ale szczerze mówiąc, pierwsze słyszę. U nas mówi się na to po prostu „hasiory”, a nieliczni posuwają się do „ptasiorów” ;)
A tak „hasiory” wyglądają od święta:

w sąsiedztwie Koszalina, w Gąskach, w planach jest budowa elektrowni atomowej. To jedna z jej dwóch rozważanych lokalizacji, więc to jeszcze nic pewnego, ale mieszkańcy oczywiście protestują. W Niemczech elektrownie się zamyka, u nas dopiero powstają…
Pierwszy raz od dobrych kilku lat udałam się też do centrum miasta w piątkowy wieczór. Jest tu parę przytulnych knajp, które pękają w szwach, ale trzeba przyznać, że życie nocne bez zmian – nadal niewiele się tu dzieje.
Fajnie czasem wpaść do domu. Tak na miesiąc, nie dłużej, bo później już by się człowiek dał ponieść tej szarej rzeczywistości. Miesiąc to tak w sam raz, żeby pozałatwiać wszystkie ważne sprawy, spotkać się ze znajomymi. Ten miesiąc w domu/Polsce w ogóle, właśnie dobiega końca…
[…] Recommended by Emilia from Emi w drodze […]
Zamarznięty Bałtyk! MEGA :-D
Bałtyk zimą ładniejszy jest niż latem!