Przenieśmy się na chwilę jakieś 8000 km na zachód od Indii. Bo przecież w Polsce też jest cała masa ciekawych miejsc.
Warszawa, kiedyś znienawidzona, niepostrzeżenie awansowała do grona moich ulubionych polskich miast. Często przeze mnie odwiedzane fotoplastikon i pijalnie czekolady Wedla :) to bezsprzecznie ulubione miejsca w stolicy. Tym razem chciałam odkryć coś nowego i wybrałam się na krótki spacer po żyjącej swoim życiem Pradze.
Kawałeczek dalej z chodnika wyrasta kapela praska:
Przy samej katedrze stoi sobie niepozorna buda z przepysznym jedzeniem. Jeden z nielicznych (jeśli nie jedyny już?) barów mlecznych, które ostały się w Warszawie. A wśród gości większość to niemieccy turyści, nie dający sobie rady z menu po polsku. Po sali krąży wprawdzie JEDNO, zdezelowane menu po angielsku, ale wersji niemieckiej brak. Staram się wytłumaczyć im, co to takiego kluski śląskie i leniwe, a spanikowana kasjerka w kwiecie wieku i kwiatach też na fartuchu prosi mnie, żebym jeszcze została i potłumaczyła, co mówią, bo ona sama sobie rady nie da ;)
Skoro już jesteśmy przy jedzeniu, na Pradze wybór jadłodajni niemały:
Kilkadziesiąt lat temu pewnie bardzo nowoczesne budownictwo:
Na terenie byłej wytwórni wódek króluje modern art:
Jak już być w stolicy w okolicach Świąt, nie można przegapić udekorowanego milionami światełek Starego Miasta ze świet(l)ną, ruchomą iluminacją Zamku Królewskiego:
A to już Krakowskie Przedmieście i olbrzymie prezenty:
Pałac Prezydencki też prezentuje się nieźle – kolory i motywy oświetlenia zmieniają się co chwilę:
A w drodze powrotnej – trasa Warszawa-Koszalin wagonem sypialnym :) Chciałam sprawdzić, jak nasze kuszetki mają się do tych azjatyckich. Cena do zaakceptowania, bo do zwykłego biletu TLK, już bez zniżek :(, dopłaca się w najtańszej wersji (tzw. „tania kuszetka”) jedynie 25zł. Kocyk, prześcieradło i poduszka jest, zamykane przedziały, „opieka konwojenta” (jak piszą na stronie PKP) też – to gościu sprawdzający bilety przy wejściu do wagonu, dzięki czemu nie kręci się tam nikt niepowołany, a potem budzi ludzi na pół godziny przed stacją docelową – to trochę słabe, bo jak dla mnie wystarczyłoby 10 minut.
Bilet rezerwowałam bez wychodzenia z domu i stania w kolejce – całość, łącznie z płatnością, zajęła jakieś 3 minuty, w dodatku zapewniali, że drukować biletu nie trzeba, wystarczy zapisać go na smartfonie. Brzmi super. Przy wejściu do pociągu „konwojent”:P, trochę przestraszony na widok elektronicznego biletu zapytał tylko o numer mojej „pryczy” i zapowiedział, że kierownik pociągu przyjdzie później zczytać kod z biletu, bo tylko on ma odpowiedni sprzęt. Mija godzina, dwie, a kierownika nie ma, zasypiam więc, a tu o 2 w nocy pobudka. Kierownik wraz z całą ekipą budzi nie tylko mnie, ale też moje „współspaczki” (przedziały przydzielane są wg płci). Czytnika i on nie ma, ale spisuje jakieś numerki z biletu i sobie idzie, trzy razy przepraszając za pobudkę. O 8 rano do przedziału wkracza jakiś inny kierownik, budząc mnie, bo stacja Koszalin się zbliża, a przy okazji znów prosi o pokazanie biletu, bo „tamten kierownik jakiś zamulony był” :D i spisał złe numery. Fajnie, że Polska idzie z duchem czasu, ale zanim się z tym ogarną, lepiej jednak drukować bilety, jeśli się chce człowiek wyspać.
A kontynuacja Indii już w przyszłym roku!
Eva Sawicka
7 kwietnia, 2015Dlaczego dawniej nienawidzilas Warszawe?
Emiwdrodze
11 kwietnia, 2015Od dziecka odwiedzałam Warszawę kilka razy w roku, na święta i wakacje, bo w jej pobliżu mam rodzinę. Kiedyś była szara, nieciekawa, a na dodatek w innych rejonach kraju mówiło się tyle złego o mieszkańcach największej wsi w Polsce. Potem miasto wyładniało, pojawiło się więcej zieleni, a na dodatek ja chyba zmądrzałam ;) i teraz myślę, że mogłabym tam nawet mieszkać!
marta
1 stycznia, 2013dobre i to,że chociaż coś się rusza w tych tematach :) ale pobudek faktycznie nie zazdroszczę :)
Piękne zdjęcia.I jak nie jestem fanką Warszawki tak tymi zdjęciami mnie zaciekawiłaś :)
pozdrawiam w Nowym Roku Kochana!!
emiwdrodze
1 stycznia, 2013Akurat pobudek to pewnie sama masz więcej ;)
Fajnie, że udało mi się Cię zaciekawić! Jak dawno nie byłaś w Warszawce, to polecam wycieczkę choćby na weekend, bo się sporo pozmieniało! Albo jak Młoda trochę podrośnie, żeby jej naszą piękną stolicę pokazać;) Dla dzieciaków też mają dużo ciekawych rzeczy – Centrum Kopernika, „śpiewające” fontanny, ale to latem bardziej.
O Warszawie już kilka razy wcześniej pisałam: https://emiwdrodze.pl/tag/warszawa/, pewnie widziałaś.
Najlepszego w 2013, udanego blogowania, będę wpadać częściej!:)
marta
2 stycznia, 2013to „NIELUBIENIE” Warszawy może wzięło się stąd,że jeśli już tam byłam to na szybko w jakiś tam sprawach albo na operację młodej albo na kontrole po tejże operacji.A jak już byłam z celach zwiedzania to byłam chyba za młoda na oglądanie tych ładniejszych stron tego miasta.Pewnie to nadrobie,kiedyś.Aczkolwiek bardziej ciekawi mnie Kraków :), który też widziałam za młodu i mało co z tego pamiętam.