Tropikalna wyspa, na którą przyjeżdża się po coś innego niż plaże? Kolejny cel wycieczki z Jaffny, naszej bazy wypadowej, to malutka wysepka Nainativu. Są na niej dwie świątynie- hinduska i buddyjska. W dniu naszych odwiedzin też żyje przygotowaniami do wielkiej wizyty prezydenta.
Aby dostać się na wyspę, najpierw jedzie się podobnymi drogami jak na Karaitivu– przez wysepki Kayts i Punkudutivu, ale dalej da się już tylko przeprawić promem, a właściwie łódką:
Od razu po wyjściu z „promu” naszym oczom ukazuje się pierwsza świątynia- hinduska*:
Potem idziemy do kolejnej świątyni. Główną ulicą, jak sama nazwa wskazuje:
Wszystko pięknie przystrojone dla mistera prezydenta:
Na głównej ulicy pełna mobilizacja- kręci się cała masa przeróżnych służb mundurowych: żołnierzy (ci w białym to marynarka wojenna), policjantów…:
Jedni przeszukują wykrywaczem metalu i lupą każdy słup wzdłuż ulicy, inni kontrolują auta:
Ogólnie ma się wrażenie, jakby co najmniej 3/4 ludności Sri Lanki pracowało w wojsku/policji. Jeszcze niedawno było to bliskie prawdy, wielu z nich dopiero teraz, po wojnie, przekwalifikowuje się na inne zawody. Często spotyka się choćby taksówkarzy, którzy mówią, że walczyli na froncie.
A przed świątynią sprzedają pamiątki- i to nie byle jakie! Oprócz sznureczków-bransoletek i innych ozdób, można kupić miniaturkę żołnierza*:
Z jednej strony groźnie wyglądający mundurowi z kałachami, z drugiej- sielanka:
Prezydenta znów nie udało nam się zobaczyć, w końcu to „chyba sekret”, gdzie i kiedy dokładnie się zjawi, wracamy więc do portu, żeby zdążyć wrócić przed zmrokiem:
Wsiadamy na łódkę i od razu chcemy zajmować miejsca pod pokładem, tak jak w tamtą stronę, a przede wszystkim- tak jak wszyscy, ale nie pozwalają nam, kierując nas prosto do kabiny sternika, obok którego zasiadamy, zamiast tłoczyć się na dole. Nikt do nas nie zagaduje, nawet się nie uśmiechają, ale traktują jak VIPów, czego trochę nie kumam. A przez chwilę nawet mamy okazję pokierować łódką:
Potem znów wsiadamy autobus i znów mijamy sporo ogrodzonych terenów- zapewne wojskowych:
Po drodze- ruin ciąg dalszy:
I znów rybacy brodzący w wodzie:
W okolicy jest więcej do odkrycia, planujemy nawet wybranie się na jeszcze jedną, największą i położoną najdalej od lądu wyspę- Delft, ale okazuje się, że kursuje tam tylko jeden prom dziennie i trzeba by się było zwlec o 5 rano i jakoś nam to nie wyszło. Na północ Sri Lanki zdecydowanie warto przeznaczyć więcej niż kilka dni! Jako, że „zarejestrowałyśmy” nasz pobyt w „Tamillandzie” na dokładnie pięć dni, zmywamy się już stąd, bo nie wiemy, czy i na jakich zasadach się to przedłuża, a zresztą reszta wyspy czeka, czas na Kulturowy Trójkąt!
(fotki oznaczone “*” pochodzą od Ewy)
Domi
11 marca, 2013Nie no co ty, ta ma za krótkie uszy!
emiwdrodze
12 marca, 2013no wiem…Staram się znaleźć siorę bliźniaczkę tamtej, ale coś na tych wysokościach npm chyba nie występują. Ale ta muzealna, co na fb Ci podrzuciłam, chyba spełnia wymogi? Wzrok Jar Jar Binksa ma na pewno :)
alicyjka
10 marca, 2013niezłe to auto na łódce! pozdrawiam :)
is
9 marca, 2013Ten ołtarz z muszelek jest super, one są ułożone na piasku, czy kamykach?
emiwdrodze
9 marca, 2013fanka muszelek :) Nie wiem, teraz nawet na powiększeniu nie mogę się dopatrzeć, a to jakaś różnica? :P