Sign up with your email address to be the first to know about new products, VIP offers, blog features & more.

Tag Archives ludzie

Never Again?

Jeszcze żaden kraj nie budził we mnie tylu skrajnych emocji, co Indie. Jednego dnia się go kocha, kolejnego nienawidzi.

Obiecuję, że jeszcze powrzucam tu te wszystkie piękne zdjęcia i opiszę miejsca, które mnie w tym kraju zachwyciły. Jestem przekonana, że będę za nim tęsknić, ale na chwilę obecną na usta ciśnie mi się tylko:

I’ll
Never
Do
India
Again ! ! !

Wściekłe psy i inne upierdliwości

Ugryzł mnie pies. Bez szczeknięcia ani żadnego ostrzeżenia po prostu podszedł i chapnął w łydkę. Nie zdążyłam nawet pomyśleć o użyciu gazu pieprzowego, który na wypadek takich właśnie akcji noszę w torebce.
Nie wiem, czy był wściekły. Nie był bezpański- te, mimo że wszechobecne, są na ogół senne i niegroźne. Niby właściciel zapewniał: „no problem, no infection, no doctor”, ale jak tu ufać Hindusowi?
Oprócz zakupu nowych spodni oznacza to więc pięć wizyt u lekarza w ciągu najbliższego miesiąca- łącznie sześć szczepionek przeciw wściekliźnie :/ Kolejny nieprzewidziany wydatek, który jednak, mam nadzieję, zostanie pokryty przez ubezpieczyciela.

Zachwycam się Indiami. Wbrew swoim oczekiwaniom pokochałam ten kraj i chętnie tu kiedyś wrócę. Ale, jak mówią, to kraj „50% amazing, 50% frustrating”, dziś więc o tych ciemnych 50%.

Pełnia księżyca i ciuszki na miarę

Po dotarciu do Hoi An, zamiast odsypiać, od razu udajemy się na wycieczkę po okolicy- standardowo skuterkiem. Przez pola ryżowe mkniemy na plażę- ta nie jest zbyt zatłoczona, bo od turystycznej dzielnicy dzieli ją dobrych kilka km. Centrum miasteczka od początku mnie zachwyca. Składa się z pofrancuskich domków i jest nieźle zachowane, bo jest pod patronatem UNESCO. Na dodatek jest tam zakaz poruszania się motorków i samochodów, co oznacza, że spokojnie można spacerować, nie obawiając się o życie ;)

Łódki mają oczy

Ufff, wiza jest, choc nie chce nawet podliczac, ile kasy i czasu zmarnowalam, zeby dostac ten glupi stempelek w paszporcie. Co najmniej 20h nadprogramowych godzin w autobusach. Musiałam też cofnąć się z Sajgonu z powrotem na granicę z Kambodżą, ale po drodze zatrzymałam się na kilka dni w delcie Mekongu :)

O Tajach słów kilka

Bardzo podoba mi się luzackie podejście Tajów do życia. Zero pośpiechu, żadnych nerwów. Kiedy zamawiamy w knajpie danie z menu, babeczka uśmiecha się, potwierdzając głową, że ok. Jeśli jednak chcemy coś do picia, mamy sobie iść do 7 eleven (popularna tu sieć sklepików, często całodobowych), bo jej się picie skończyło. Kolega zbiera zamówienia i idzie do sklepu, a babka powoluuuutku drepcze za nim. Okazuje się, że zabrakło jej szynki i bekonu, co oznajmiła nam oczywiście z uśmiechem :) W 7 eleven szynki też nie mieli :)), więc chłopaki muszą wybrać coś innego do jedzenia.