Ugryzł mnie pies. Bez szczeknięcia ani żadnego ostrzeżenia po prostu podszedł i chapnął w łydkę. Nie zdążyłam nawet pomyśleć o użyciu gazu pieprzowego, który na wypadek takich właśnie akcji noszę w torebce.
Nie wiem, czy był wściekły. Nie był bezpański- te, mimo że wszechobecne, są na ogół senne i niegroźne. Niby właściciel zapewniał: „no problem, no infection, no doctor”, ale jak tu ufać Hindusowi?
Oprócz zakupu nowych spodni oznacza to więc pięć wizyt u lekarza w ciągu najbliższego miesiąca- łącznie sześć szczepionek przeciw wściekliźnie :/ Kolejny nieprzewidziany wydatek, który jednak, mam nadzieję, zostanie pokryty przez ubezpieczyciela.
Zachwycam się Indiami. Wbrew swoim oczekiwaniom pokochałam ten kraj i chętnie tu kiedyś wrócę. Ale, jak mówią, to kraj „50% amazing, 50% frustrating”, dziś więc o tych ciemnych 50%.
26.29638973.022894