O moich przygodach z lataniem możnaby już chyba napisać osobną książkę :P
Tym razem w Kijowie biegam od okienka do okienka, próbując się dowiedzieć, co z moim lotem i oczywiście nikt nic nie wie. Okazuje się, że piątkowe połączenie, którym miałam lecieć, skasowali MIESIĄC TEMU, już po tym, jak kupiłam bilet, i nikt nie raczył mnie o tym poinformować. Irina-kobita w okienku, z wielka laska przebukowuje mi bilet na nastepny dzien, ale problem jest z druga czescia trasy, ktora kaza mi przebukowac sobie samej. Kloce sie, bo to przeciez ich wina i niech sami wsio zalatwiaja, ale to nic nie daje. Probuje dodzwonic sie na 3 rozne numery, ktore mi dali do Etihad Airways, ale ciagle slysze tylko „wrong number”. Irina z okienka mowi, ze dobry, bo przed chwila tam dzwonila, ale nie chce zadzwonic za mnie. „Nie, bo nie i juz”. Szukam budki telefonicznej, bo widocznie z komorki te numery nie dzialaja. Przez ponad godzine biegam od terminala do terminala, od informacji do informacji, ale telefonu nigdzie niet. Wracam do Iriny wkurzona i robie jej awanture- od tego trzeba bylo zaczac…W koncu dzwoni tam i bilet jest przebukowany w ciagu 30 sekund!
Pisze to Andriyowi, ktory w ogole nie jest zdziwiony. „Welcome to Ukraine”- komentuje.. Niestety nie moge juz u niego dluzej zostac, bo juz wczesniej zaplanowal sobie wyjazd na weekend. Proponuje nocleg u swojego kolegi, ale decyduje sie juz zostac na lotnisku. Wiem, ze mam prawo wymagac od linii lotniczych hotelu i czegos do jedzenia (jedyne, co mam to ukrainska wodka, bo przeciez na pokladzie mial byc obiad, no a ceny na lotniskach sa chyba tak samo kosmiczne na calym swiecie…), ale Irina oczywiscie utrzymuje, ze wina lezy po stronie Etihadu, bo ona przeciez powiadomila ich MAILEM, ze rezygnuja z piatkowych lotow..a wez sie tam do nich dodzwon. Szkoda mi juz czasu i nerwow na klotnie z tymi babsztylami, wiec w kafejce internetowej (5zl/20min) upewniam sie jeszcze na sleepingairports.net, ze lotniska nie zamykaja na noc, kupuje chipsy krabowe (mieli tez o smaku ikry) i rozkladam sie wygodnie na lawkach- po rumunsku :P jeszcze tylko 22h do lotu..
Po lotnisku tez chodzi kotek:) wsrod ludzi panuje jakis niezrozumialy dla mnie szal pakowania bagazy w folie zabezpieczajaca. Robi to straszny halas. Naliczylam 11 stoisk do ich zawijania za 30 UAH (ok.15zl). Na taka skale jeszcze tego nie widzialam. Ile tej folii sie marnuje :/ Strach pomyslec, co dzieje sie z tymi bagazami, skoro ludzie zawijaja w to nawet solidnie wygladajace walizy. Ale moj plecak dolatuje w calosci:)
W strefie wolnoclowej- czekolada o smaku Baileysa! :D
Musze przyznac, ze Ukraincy robia na lotnisku o wieeeeele wieksza wioche niz nasi rodacy :P Zapowiadaja otwarcie check-inu na lot do „szarm-el-szejka” i dziki tlum zrywa sie z siedzen i biegnie na zlamanie karku, niczym na otwarciu hipermarketu. Tak jakby zamiast 2-3godzin na odprawe bylo tylko kilka minut..Nie moge sie nadziwic tym krajem :P A przy szybie z widokiem na plyte lotniska masowe pstrykanie slit fotek:) a, no i tez klaszcza przy ladowaniu:)
To moj pierwszy tak dlugi lot, i to na dodatek liniami innymi niz ryanairopodobne, wiec przezywam wszystko intensywnie :P Ukrainskie linie sa marne (choc to nie slynny aerosvit, o ktorym kraza niestworzone historie), chamskie stewardessy rzucaja wszystkim ten sam „obiad”. Nie wiem, jak facet ma sie czyms takim najesc, ale porcje sa smiesznie male.
Etihad to juz inna bajka. W Abu Dhabi, jak tylko widze ich samoloty, w dodatku na tle palm, od razu wybaczam im, ze tak zrobili mnie w konia z tym biletem. Samo lotnisko u szejkow jest najlepszym, jakie widzialam do tej pory. Salony SPA, oprocz standardowych sklepikow- markowe butiki wszystkich mozliwych projektantow i komputery z darmowym internetem co krok. Szkoda, ze mam tylko godzine na przesiadke :(
Dla niektorych to zapewne nic nowego, ale mi w samolocie oczy wychodza z orbit (eh, a pewnie jeszcze moglam wyklocic sie o business klase). Naliczylam 12 usmiechnietych od ucha do ucha stewardess/stewardow, a pewnie to nie wszyscy. Ponad 400 osob na pokladzie. W kazdym zaglowku ekrany, ktorych dokladne rozgryzienie zajelo mi pol lotu :) Ogromny wybor filmow, w tym nowosci kinowe. Sluchawki Sennheisera! czaicie?! Muzyki tez sporo, choc w wiekszosci arabskiej :/ Przewodniki po miastach, do ktorych lata Etihad i gry. Babcia Niemka przede mna przez kilka godzin trzaska w pasjansa:) No ale najciekawszy dla mnie bajer to sledzenie lotu na biezaco- taki flightradar, ale w lepszym wydaniu i bardziej rozbudowany.
Ledwo startujemy, a stewardessy rozdaja wszystkim koce, poduszki, szczoteczki do zebow, a nawet cieple skarpety. Chwile potem chodza z obiadem (3dania do wyboru, porcje wielkie), za moment juz z napojami- wino, wodka, a moze koniaczek? Wybor ogromny. Dalej obowiazkowo deser, potem kawa- nie nadazam jesc! no i nie ma czasu sie wyspac, 6godzin lotu zlatuje mi blyskawicznie.
Zagaduje kolesia siedzacego obok, bo widze, ze czyta niemiecka gazete. Okazuje sie, ze leci do BKK juz szosty raz (zawsze turystycznie) i daje mi sporo wskazowek „co, jak i gdzie”. Po kilku minutach rozmowy pyta sie, z jakiego regionu Niemiec pochodze :D takiego komplementu nie slyszalam juz dawno! Tlumaczy mi cierpliwie wszystko, wiec kontrole imigracyjna przechodze bezstresowo. Wczesniej na pokladzie rozdawali karty imigracyjne do wypelnienia. Odczuwam ogromna ulge jak wreszcie po prawie 40 (!) godzinach spedzonych na lotniskach i w samolotach oficjalnie jestem w Tajlandii! jest godzina 8 rano i 26 stopni :D
Jeszcze z Niemcem wsiadamy w pociag do centrum- bardzo wygodny i szybki. Tam sie rozdzielamy, bo on od razu jedzie na wyspy na poludnie.
Ja uderzam tam pojutrze, doczekac sie nie moge, bo 4dni w Bangkoku to dla mnie za dlugo. Tam spotkam sie z kolega i dostane wreszcie kabelek- nie bedzie juz problemu ze zdjeciami:) relacje z BKK zdam juz z Koh Samui, bo takie suche pisanie to nie to samo.
W oparach siarki - Ijen
W oparach siarki - Ijen
Bali deszczową porą
Wodospad Tumpak Sewu - indonezyjska Niagara