Klikając w reklamę dorzucasz się do moich podróży, dzięki! :)
Mainhattan
Nie mylić z Manhattanem. Bo to nie Ameryka, a europejski „Niu Jork”.
Frankfurt am Main lub, jak kto woli, nad Menem.
Naogląda się człowiek w sieci tych zdjęć zrobionych z nie wiadomo jakiej perspektywy, na których miasto wygląda jakby się składało wyłącznie z drapaczy chmur, a potem jest zdziwiony. Bo przespaceruje się po centrum godzinkę i się okazuje, że wysokich biurowców jest we Frankfurcie wbrew pozorom mało. Większość zgromadzona jest w dzielnicy o powierzchni kilku boisk piłkarskich i na tym koniec. Zdecydowanie większe wrażenie zrobił na mnie plac ratuszowy:

flaga po prawej, wyglądająca na polską (nawet orzełek na niej widnieje), w rzeczywistości jest flagą miasta Frankfurt- a to niespodzianka
A po drugiej stronie rzeki- dzielnica małych domków i wąskich uliczek, Sachsenhausen, a w co drugim domku restauracja albo pub:
No i lotnisko! Imponujące. Największe, na jakim byłam. Drugie co do wielkości w Europie (po londyńskim Heathrow). Po wylądowaniu samolot jedzie jeszcze 15minut, zanim dotrze na „parking”. Stamtąd kolejne tyle jedziemy busem pod terminal. Gały mi wychodzą na wierzch. Jedziemy i jedziemy, a końca nie widać. Niby latało się tu i tam, ale jak się akurat z takiego Gdańska przyleciało, gdzie terminal (nawet ten nowy, na nasze standardy wypasiony) jest niewiele większy od stodoły, to się człowiek nadziwić nie może. Terminale są tu tylko dwa (kursuje między nimi darmowa kolejka), ale budynków od liku.
W nawiązaniu do tytułu, Mainhattan:

L: gigantyczny pomnik euro przed jednym z budynków; P: Sparkasse i Deutsche Bank- dwa z największych niemieckich banków
Ale to, co NAJfajniejsze, to połączenie tych nowoczesnych biurowców ze starociami:
Frankfurt bez Menu nie byłby Frankfurtem nad Menem ;), pewne więc, że ta rzeka jest dla nich ważna. Nad wodą w centrum mnóstwo ludzi spaceruje i biega:

L: ktoś tu powinien wygrać konkurs na najładniejszy balkon w dzielni!; P: reklama sklepu z art.biurowymi

L: jak powiedzieć to samo w (prawie) każdym języku; P: jeszcze jeden polski akcent- w normalnym niemieckim sklepie znalezione :)

L: w nawiązaniu do poprzedniego postu- tu też protestują przeciw elektrowniom atomowym,tyle, że, zamiast przeciw ich budowie, chcą zamknięcia tych już istniejących na CAŁYM świecie; P: mieszkańcom nie podoba się też hałas z lotniska, chcą zakazu lotów między 22 a 6 rano

a co się z obecnością tych wszystkich imigrantów wiąże, zjemy tu po libańsku, persku, czy też turecku oczywiście (kebab lepszy niż w Niemczech jest pewnie tylko w Turcji!)

być może najmniejszy Mc Donald’s świata – bez miejsc siedzących. A w innych Makach są maszyny, w których zamawiamy i płacimy, a przy okienku czeka na nas już całość do odbioru
Przed wylotem jeszcze szybkie zakupy w Rossmanie, bo w Polsce znalezienie mleczka do opalania w środku zimy (nie licząc tych drogich, aptecznych) graniczy z cudem, a tu na dodatek jest taniej. Ilekroć jestem w Niemczech i patrzę na ceny w sklepach, to się wkurzam, bo przecież tyle rzeczy jest tu tańszych niż w PL – kosmetyki, elektronika, „zdrowa” żywność… Gdzie tu sprawiedliwość ja się pytam?!
Do przeczytania z Azji! :)
No, nie wierzę, że udało ci się znaleźć tu majonez „Winiary” w sklepie. Tylko cena trochę zwala z nóg…
To Rewe- dział „kuchnia orientalna” między azjatyckimi sosami. Z tego, co pamiętam, w polskim sklepie też mieli (wprawdzie to było w Kiel, ale pewnie każde większe miasto ma kilka polskich sklepików).