To już mój trzeci pobyt w Tajlandii, a na liście wciąż jeszcze tyle miejsc, które chciałabym odwiedzić! Tym razem nareszcie wybieram się do kompleksu malowniczych wodospadów, opisywanego jako ulubione przez moją koleżankę z Norwegii, Tajkę. Przy okazji przespacerowuję się mostem znanym z książki i filmu.
Kanchanaburi to niewielkie senne miasteczko położone raptem dwie godziny jazdy od Bangkoku. Spokojne i całkiem przyjemne. Słynie z przecinającej je linii kolejowej, wybudowanej podczas II wojny światowej przez jeńców wojennych (aliantów), która miała zaopatrywać wojska japońskie stacjonujące w Birmie.
Plan przewidywał ukończenie budowy 400 km trasy prowadzącej przez dżunglę i góry w ciągu roku, co narzuciło szaleńcze tempo. Do niewolniczej pracy zmuszono ponad 300 tysięcy jeńców wojennych m.in. z Holandii, Wlk. Brytanii i Australii, jak i azjatyckich robotników. Ze względu na katorżniczą pracę w upale, złe warunki mieszkaniowe i choroby z tym powiązane, codziennie umierały tam setki osób. Łącznie śmierć poniosło 16 000 jeńców i 90 000 Azjatów.
Obecnie jedynie 77 km trasy jest czynne – na odcinku z Nam Tok do Kanchanaburi. Jej część prowadzi przez gęstą dżunglę. Ponoć warto przejechać się tam pociągiem ze względu na widoki, ale nie mieliśmy wystarczająco czasu, żeby się o tym przekonać.
Najbardziej znanym odcinkiem trasy jest most na rzece Kwai, w Kanchanaburi właśnie. Ten metalowy, którym możemy się przejść (lub przejechać) dzisiaj, jest późniejszą rekonstrukcją oryginału wybudowanego w 1942 r. W pierwotnej wersji był drewniany.
Most jak most, gdyby nie jego historia to nie jest niczym szczególnym. Jest też muzeum poświęcone jemu, jak i wojnie, jednak nie wchodziliśmy do środka. Oprócz tego pozostałością po wojnie jest cmentarz, na którym spoczywają jeńcy zmarli przy budowie kolei śmierci. Dotarliśmy tam tuż przed zachodem słońca, kiedy już był zamknięty, ale ogrodzenie nie jest wysokie i dało się przeskoczyć :)
Jednak to nie most ani cmentarz był celem naszej wyprawy do Kanchanaburi. Senne miasteczko miało być naszą bazą wypadową do Parku Narodowego Erawan.
Wodospadów jest siedem, położonych kaskadowo na tej samej rzece. Pierwsze nas trochę rozczarowały i już zdążyliśmy stwierdzić, że nie warto było przyjeżdżać do tego przereklamowanego miejsca, ale im wyżej się wdrapywaliśmy, tym większe i bardziej imponujące były. Po dotarciu do najwyższego, siódmego, zgodnie zmieniliśmy zdanie, stwierdzając, że zasłużenie mają opinię jednego z piękniejszych miejsc Tajlandii. Na dodatek im wyżej, tym mniej ludzi dociera, bo większość Tajów pluska się na niższych poziomach.
Kilka dni wcześniej oglądaliśmy węże w niewoli, tym razem udaje nam się dojrzeć jednego w naturalnym środowisku, tuż przy ścieżce prowadzącej do pierwszego z wodospadów:
Kanchanaburi:
A tak prezentował się nasz guesthouse z domkami na wodzie:
Niedaleko jest jeszcze jedna atrakcja dla turystów – popularna Tiger Temple, czyli świątynia, w której mnisi trzymają tygrysy. Można je tam dotykać, głaskać, przytulać. Nie jest tajemnicą, że zwierzęta dostają środki uspokajające, aby pozować do zdjęć bezmyślnym turystom. O nie, tego widzieć na pewno nie chcę.
W Kanchanaburi jest tak cicho i sielsko, że aż chciałoby się tam zostać dłużej, ale już mamy bilet na pociąg na południe, uderzamy na przepiękne Railay, o którym w następnym odcinku.
*część zdjęć pochodzi od Pawła
Praktyczne info:
- do Kanchanaburi dostaliśmy się z Bangkoku minibusem (niestety cena i miejsce jego odjazu mi umknęły z pamięci… Było to w pobliżu którejś ze stacji SkyTraina). Wysadzić nas chcieli w guestohousie, z którym pewnie mają umowę, ale kiedy stwierdziliśmy, że tam nam się nie podoba, bez problemu zawieźli nas do kolejnego.
- wybór opcji noclegowych jest spory, część guesthouse’ów położona jest bezpośrednio nad rzeką, z „szuwarowym ogródkiem”
- jeśli jedzenie to tylko na codziennym night markecie niedaleko cmentarza – tanie i pyszne
- do wodospadów Erawan organizowane są wycieczki z Kanchanaburi, my, jako, że byliśmy większą grupą (we 4) i cenimy sobie swobodę, wynajęliśmy taxi, która wyszła taniej i na nas tam na miejscu kilka godzin czekała
- wstęp do Parku Narodowego kosztuje aż 400 b – ale warto ;)
- przy wodospadach od czwartego w górę możemy przebywać tylko do godz. 15, najlepiej więc wybrać się do parku w miarę rano. Przydają się dobre buty, chociaż i w japonkach da radę
kasia
25 maja, 2016czy bilety autobusowe i kolejowe zawsze trzeba kupowac wcześniej? Nie da rady ot tak tu i teraz? I pewnie zawsze w kasie a nie w autobusie? na Sri lance autobusowe kupowalismy w autobusie, chodził facet z kasa fiskalna na szyji ;-) i to było super.
Emiwdrodze
26 maja, 2016Autobusowych nie da się dużo wcześniej, a już na pewno nie przez internet, jedynie na dworcu albo w autobusie właśnie, tak samo jak na Sri Lance. Kolejowe im wcześniej tym lepiej – na niektórych trasach wyprzedają się szybko nawet w „normalne” dni, nie mówiąc już o świętach.
Anderson
17 października, 2015Piszesz takie tytuly zeby nawbijac wejsc czy serio wg Ciebie to sa rajskie wodospady?
Emiwdrodze
17 października, 2015Haha i jedno i drugie chyba! Chociaż do onetu mi daleko. Ale że co, byłaś/byłeś i Ci się nie podobało czy na podstawie zdjęć oceniasz? Bo ja nad Niagarę jeszcze nie dotarłam, ale widziałam już trochę wodospadów i te są wg mnie rajskie. Serio.
whynotgettinglost
13 stycznia, 2014Emi, dzięki za artykuł. Miałam wpaść do Kachanaburi na jednodniową wycieczkę przespacerować się mostem, Zostałam na dwa dni i chętnie zostałabym dłużej. Pierwszy raz Tajlandia zaskoczyła mnie obniżiką cen. Wstęp do parku ( 12.01.2014) 200 baht! Yupi. Może komuś z Twwoich czytelników przydadzą się poniższe informacje. Dojechałam do Kachanaburi z Bangkoku autobusem 110 baht z Południowego Dworca, 2 ha, numery autobusów 81-1 do 81-36 jadą nową, krótszą trasą. Wróciłam do Bangkoku minibusem za 120 baht, wysadzono nas małym dworcu minibusów przy Victory Monument ( blisko kolejki). Dojazd do wodospadów Erawan był kultowy. Z dworca autobusowego w Kanchanaburi wsiedliśmy o 9:15 rano w wechikuł czasu – kolorowy autobus z wiatrakami i innymi gadżetami ( 50 baht). Podobno kursują od 8:00 do 15:30. 1.5 ha dojazdu, malownicza trasa. Powrót 10:00, 12:00, 14:00 i 16:00 ostatni. Boskie miejsce! Również polecam. Dzięki Emi!
Emiwdrodze
17 stycznia, 2014dzięki, na pewno ktoś skorzysta! Sama bym tam chętnie kiedyś wróciła na dłużej i przejechała się koleją śmierci i poleniuchowała w tych bungalowach nad rzeką :) My też jechaliśmy wehikułem czasu, ale przy innej okazji
whynotgettinglost
6 stycznia, 2014W jakim guest housie się zatrzymaliście? Wygląda interesująco?
Emiwdrodze
7 stycznia, 2014oj niestety nie pamiętam nazwy, ale jeden z ciągu nad samą rzeką, jest tam w czym wybierać