Zwykle jest tak, że się człowiek naogląda pocztówkowych obrazków i potem jest rozczarowany. Przyjeżdża na miejsce, a tam syf, kiła i mogiła. Plaża brudna i zatłoczona, a niebo zachmurzone. No i tych palm wcale nie ma tylu, jak na zdjęciach. Tyle miejsc znanych z pocztówek mnie już rozczarowało, że przestałam się łudzić, że znajdę prawdziwy raj na ziemi. Okazuje się jednak, że istnieją miejsca, które na żywo są nawet piękniejsze niż na zdjęciach! Jednym z nich jest Railay. Raj dla wspinaczy, a także tych, którzy plażowanie lubią łączyć z aktywnym wypoczynkiem (łażenie po skałkach!). Miejsce ze ścisłej czołówki mojej azjatyckiej listy przebojów.
Przed wyjazdem do Railay poszperałam trochę w internecie na jego temat i natknęłam się na kilka blogów, których autorzy negatywnie wypowiadają się o tej miejscówie. Że brudno i tłoczno właśnie, komercyjnie na maksa i drogo (to akurat prawda…) itepe, itede. Nikt z nich nie ruszył jednak czterech liter, żeby zeksplorować pobliskie trasy wspinaczkowe (czy też spacerowe, żadnego sprzętu tam nie potrzebowaliśmy, więc nie wiem w sumie, czy to jeszcze spacer, czy już wspinaczka). Dla mnie re-we-lac-ja!
Fakt, nie ma co oczekiwać, że nikt przed nami nie odkrył jeszcze tak pięknego miejsca. Za dnia plaża przy jaskini wygląda mniej więcej tak:
Wystarczy jednak przejść się tam późnym popołudniem/wieczorem, aby przekonać się, że:
- tłumy japońskich/koreańskich turystów, którzy byli tu tylko na jednodniowej wycieczce z którejś z sąsiednich wysepek, już popłynęły z powrotem
- nie ma też plażowiczów, bo słońce schowało się za skałami, więc plaża jest prawie pusta, a na dodatek szersza, bo przyszedł odpływ
- dzięki odpływowi możemy niemal suchą stopą przejść na skalistą wysepkę, która w dzień wydawała się tak odległa
Oczywiście, jak to w Tajlandii, na każdym rogu znajdziemy pyszne jedzenie (choć bazaru tu brak, a knajpki nie należą do najtańszych). Są też salony masażu i agencje turystyczne, które zorganizują dla nas wszystko – od wymiany dolarów na bahty, przez wycieczki łódką na snorkeling po zachodzie słońca (fluorescencyjny plankton!) i do Maya Bay (tej od „Niebiańskiej plaży”, ale tam już kiedyś byliśmy), czy transfer do Kuala Lumpur. Prosto na lotnisko, jeśli tak chcemy. Do tego kobitka sama zaproponuje zniżkę, jeśli powiemy, że u jej sąsiadów jest taniej i uśmiechnie się tak, że i nam się ten uśmiech na resztę dnia udzieli.
W grocie na plaży Phranang jest mała kapliczka z rzeźbami penisów różnej wielkości i o różnym kształcie. Tajowie wierzą, że odwiedziny tego miejsca ułatwią im posiadanie potomstwa:
W Railay zastał nas też Songkran, czyli tajski Lany Poniedziałek. Z tą różnicą, że trochę tu cieplej i człowiek się chętniej poddaje działaniu tej zimnej wody ;) Trochę szkoda, że akurat w tym miejscu spędziliśmy ten dzień, bo więcej tam turystów niż lokalsów, ale zbyt dobrze nam było, żeby się ruszyć choćby do pobliskiego Ao Nang, gdzie moglibyśmy zobaczyć więcej świętowania. Po plaży biegały dzieciaki z bronią wodną o dziwacznych kształtach:
A to najlepszy w okolicy (oczywiście w naszej kategorii cenowej) hotel:
Aż żal stąd wyjeżdżać, ale P. ma ograniczony czas, więc zostawiamy w Railay Domi z Sebą, a sami uderzamy na Malezję!
*część zdjęć pochodzi od Pawła
Praktyczne info:
- Railay JEST drogie; plaża Tonsai to jego tańsza, backpackerska część; spędziliśmy tam jedną noc, ale potem stwierdziliśmy, że jak już jesteśmy w tak niesamowitym miejscu, to chcemy być w centrum tego wszystkiego. Tonsai jest brzydka i niewiele tam do roboty, dość daleko jest do głównej plaży (ale można popłynąć łódką)
- potem przenieśliśmy się do Diamond Cave Resort & SPA w Railay East- za 4 os. pokój płaciliśmy 250 b od łebka, co było najtańszą opcją, jaką znaleźliśmy w tym pełnym luksusowych hoteli miejscu
-
plaża Railay West jest najdroższa, ale z naszego hotelu na wzgórzu było do niej blisko (jak i do mojej ulubionej – Phranang). Cała okolica jest łatwa do obejścia na pieszo, wbrew pozorom nie jest taka wielka jak się wydaje.
- do wspinaczki na punkty widokowe i do laguny zdecydowanie przydają się porządne buty i zapas wody
g05514Gosia
9 marca, 2016jedziemy z mężem za miesiąc i szukamy inspiracji, miejsc wartych odwiedzenia, opinii.. dziękuję za pracę, którą włożyłaś w tego bloga :)
Emiwdrodze
10 marca, 2016Mam nadzieję, że coś stąd wam się przyda! Zawsze możecie się odwdzięczyć choćby kliknięciem w reklamę ;)
Mariano
15 października, 2015Jeśli zatraciłaś wiarę w pocztówkowe krajobrazy, to polecam Andamany. Byłem w tym roku – luty marzec. Wybieram się do Azji w styczeń-luty – prawdopodobnie ciężko będzie przebić dziewicze jednak jeszcze Andamany – POLECAM!
Emiwdrodze
17 października, 2015Dwa razy już PRAWIE byłam na Andamanach! :P Myślę, że jednak i gdzie indziej (a szczególnie w Indonezji właśnie) nietrudno o podobne klimaty – a nawet jeszcze bardziej dziewicze :) W końcu mają tu ok. 17-18 tysięcy wysp! Nie wiem, na której wyspie na Andamanach byłeś, ale o tej głównej słyszałam, że w sezonie ciężko nawet nocleg znaleźć, takie tłumy?
ChillVan
14 października, 2015Planujemy wybrać się tam w styczniu :)
Emi w drodze
14 października, 2015ale wam zazdraszczam :)
Eastwego
14 października, 2015Mnie ten post zainspirował do pojechania na Railay! Dzięki :) Byliśmy tam niecałe 3 miesiące temu, trafiliśmy na dobrą pogodę w niskim sezonie i na szczęście nie było tłumów. Jedno z moich ulubionych miejsc w Tajlandi!
Emi w drodze
14 października, 2015o jak miło :) :) :) Czyli warto pisać bloga! :P
Miód Rajza
13 października, 2015Wbijaj na Ko Phi Phi – My byliśmy 2 dni temu w okolicach Krabi, ale na Phi Phi jest na maxa pocztówkowo :) Zajawka z jednej z plaż tutaj – https://youtu.be/MqDoxUxpobg?t=28s
Emi w drodze
13 października, 2015Niestety do Tajlandii mi teraz zupełnie nie po drodze… Ale na ko phi phi kiedyś byłam podczas pierwszej podróży tam, zdecydowanie nie moje klimaty.
Joanna Kopeć-Kobierecka
13 października, 2015Railay super trochę sporo turystów, ten wszechobecny klimat wspinaczkowy obłędny!
Emi w drodze
13 października, 2015Też się wspinałam A nawału turystów raczej nie doświadczyłam, no chyba, że Ci przypływający łódkami na jednodniowe wycieczki – ale ci na szczęście popołudniu się zawijali :)
Joanna Kopeć-Kobierecka
13 października, 2015Myśmy byli tam 5 lat temu i przypłynęliśmy z koh kradan które było zupełnie puste wiec moze to spotęgowało wrażenie ;)
Emi w drodze
14 października, 2015Musiało być puste, bo i ja o tej wyspie pierwsze słyszę Dopisana do listy „must see podczas kolejnej wizyty”, dzięki!
Kinga Linowska Kobrzak
13 października, 2015Jestesmy na Phuket
Emi w drodze
13 października, 2015A Krabi też w planach? :) naprawdę polecam!
Kinga Linowska Kobrzak
13 października, 2015Chyba next time :) ale jutro Na minimum 24 h Phi phi doh :))
Beata Sierzan
13 października, 2015Jaka pogoda na phuket? Jedziemy tam za 2 dni☺ dokładnie khao lak
Kinga Linowska Kobrzak
14 października, 2015Bosko czasem pada ale głownie wieczorami jestesmy juz tydzien i padało z 3 razy i to po 23
Kinga Linowska Kobrzak
14 października, 2015Joanna Stepien
13 października, 2015Plaza piekna :)
Emi w drodze
13 października, 2015Wielka chwila w historii bloga – Dżoana po raz pierwszy się tu uaktywniła!
Joanna Stepien
13 października, 2015Heh siedzenie w domu na zwolnieniu robi swoje :D
Kinga Bielejec
13 października, 2015Też się zakochałam w Railay! To jedno z moich ulubionych miejsc w Tajlandii :) I nawet tłumy mi nie przeszkadzały (a faktycznie popołudniu ludzi było już malutko). Z przyjemnością tam wrócę!
Emiwdrodze
14 października, 2015Ja mam jeszcze tyle miejsc do odkrycia w Tajlandii, że póki co wracać na te same wyspy nie zamierzam, ale Railay mi zdecydowanie najmilej zapadło w pamięci, mimo że zginęło mi tam z hotelowego pokoju 300dolców :P
Monika Skoczylas
13 października, 2015Railay było niesamowite, ale czuliśmy trochę się jak w Polsce. Na plaży leżeliśmy koło grupy polaków popijających piwko, w wodzie tylko polski było słychać. A kebab sprzedawany na tych łódkach nawet tańszy niż u nas :)
Emi w drodze
13 października, 2015Ojej, kebab! Serio? Tak bym teraz zjadła Ja akurat w Railay byłam ze znajomymi z Polskie, więc czułam się podobnie, ale innych rodaków nie pamiętam. Może akurat trafiliście na jakąś promocję lotniczą i pół Polski się zleciało? ;) Teraz tak jest w Indonezji – co się nie obejrzę to Polacy z promo Turkish Airlines
Magda
18 lipca, 2015hej, a wiesz może czy na plaże Pranang dojdzie się pieszo i czy musi być odpływ? Dzięki za cenne info! super post!
Emiwdrodze
18 lipca, 2015zajrzyj raz jeszcze do przedostatniego punktu :) Proszę bardzo!
Magda
18 lipca, 2015tak, to widzę, ale czy musi być odpływ, czy niekoniecznie?
Emiwdrodze
18 lipca, 2015Nie, o różnych porach dnia tam byłam i zawsze suchą stopą, ze środka półwyspu prowadzi tam ścieżka.
Magda
18 lipca, 2015Dzięki wielkie!!!
whynotgettinglost
27 stycznia, 2014A mi najbardziej przypadła do gustu Tonsai i bardzo mała plaża za Tonsai. Pustki, cisza, spokój w środku dnia, nawet backpackersów nie było za dużo..może wszyscy poszli na Ao Pranang :) Genialne miejsce, zgadzam się z Tobą:) Zdjęcia pocztówki zrobione. Zatrzymałam się w Krabi z pomysłem jednodniowych wycieczek na pobliskie plaże, obniżenia kosztów ale ceny long boatów podskoczyły więc myślę, że wyszło podobnie albo i drożej. Cena za dwuosobowy pokój w Krabi 300 baht + 300 baht / osobę dojazd/ powrót np na Railay obecnie.
Emiwdrodze
29 stycznia, 2014spokój na Tonsai jest, to fakt, ale no niezbyt pięknie tam ;) w Krabi za to na pewno łatwiej o tanie jedzenie, jest tam genialny night market!
strangersinkuwait
26 sierpnia, 2013piękne zdjęcia:) wymiatasz Emi:)
emiwdrodze
26 sierpnia, 2013dzięki, choć te najpiękniejsze to zasługa kolegi, nie wszystkie są moje;)
a gdzie Ty się podziewasz, że mi Twoje IP wskazuje na Irak? :O
marta
19 sierpnia, 2013rzeźby penisów wymiatają.A za te zdjęcia plaż to ja Cię uduszę kiedyś.:D
Uwielbiam tu zaglądać.Pewnie będę to pisać znacznie częściej.
emiwdrodze
19 sierpnia, 2013to niedlugo bedziesz miala okazje, bo wpadam na chwile do Koszka:) ja Cie kobieto czytac tez uwielbiam i co dni pare zagladam!
Ewa
18 sierpnia, 2013Łódek i turystów tam trochę przybyło od grudnia 2011. Ale hotel ten sam, widoki te same, małpki w tym samym składzie, nawet łódeczka na mieliźnie identyczna. Oj, jak ja tęsknię za Tajlandią…